sobota, 3 października 2015

Knedle ze śliwkami


Kiedyś za knedlami nie przepadałam... tej jesieni natomiast, jak pojawiły się śliwki to bym robiła i jadła wszystko co można z nimi zrobić! I w tym miejscu pierwsze co mi przychodzi do głowy mówiąc "śliwki" to knedle!

Jestem zachwycona tym przepisem! Ciasto jest mięciutkie, delikatne, nie jest gumowate ani twarde, a co również bardzo ważne... nie rozpada się podczas gotowania.
Ziemniaki ugotowałam poprzedniego dnia, dzisiaj zrobiłam całą resztę... zajęło mi to dosłownie chwilę. Idealny przepis na wykorzystanie ziemniaków, które zostaną z obiadu.

Oczywiście jest pewne "ale" co do tych knedli. Nie użyłam tu ani grama cukru, dlatego po przekrojeniu knedli nie ma efektu "wypływającego syropu". Jeśli ktoś chce go uzyskać to przy wkładaniu śliwki w ciasto wystarczy dodać trochę cukru (1/4 - 1/2 łyżeczki cukru).
Pomijając fakt cukru dodam również, że ja lubię knedle z przesmażoną bułeczka... oczywiście wszelakie wersje ze śmietaną czy masłem również będą smakowały wyśmienicie! :)

A teraz co tu dużo mówić... zapraszam do gotowania. :)

SKŁADNIKI:

  • 1 kg ziemniaków 
  • ok. 0,5 kg umytych i wypestkowanych śliwek węgierek
  • 3 jajka
  • mąką (ile tej mąki to wyjaśnię poniżej ;) 
Ziemniaki obieramy i gotujemy, a następnie przeciskamy przez praskę (lub jeśli ktoś nie posiada praski to można się posłużyć zwykłym tłuczkiem. Knedle, które widać na zdjęciach były robione właśnie z ziemniaków gniecionych tłuczkiem, a nie praską). Odstawiamy je teraz do przestygnięcia.
Można je ugotować dnia poprzedniego, a całą resztę zrobić na chwilkę przed obiadem. 

Puree ziemniaczane dociskamy do dna garnka w taki sposób aby utworzyła nam się w miarę równa powierzchnia. Dzielimy na 3 części (można narysować znaczek Mercedesa ;) i jedną z tych części wyjmujemy ze swojego miejsca. W tą dziurę wsypujemy mąkę (oto i powód dla którego ciężko określić ile tego jest. Po prostu ma być jej tyle aby zajmowała objętościowo tyle co 1/3 masy ziemniaczanej). Oczywiście tą 1/3 ziemniaków co wyciągnęliśmy również używamy przy zagniataniu ciasta (żeby nikt przypadkiem nie uznał, że to wyrzucam! Broń Boże! :) 
Dodajemy 3 jajka  i wszystko ze sobą dokładnie łączymy (można to robić ręcznie, lub posłużyć się mikserem z końcówkami do zagniatania ciasta)

Ciasto się bardzo klei dlatego warto mieć mocno oprószone mąką ręce. 

Przygotowane ciasto na knedle wykładamy na dobrze oprószony mąką blat i lepimy grube wałki. Każdy z wałków kroimy na 3-4 centymetrowe kawałki. 

W każdy z kawałków wkładamy śliwkę i tworzymy kulkę, którą potem lekko obtaczamy w mące (żeby się nie przykleiła do niczego i żeby nasz knedel się nie popsuł ;)

Zagotowujemy wodę w garnku ze szczyptą soli. 
Do gotującej się wody wrzucamy nasze knedle. Gotujemy je po 3 minuty od momentu wypłynięcia.

Podajemy z bułeczką, masełkiem lub śmietanką. Ja lubię też same... suche... na zimno ;) 

Smacznego ;)




niedziela, 27 września 2015

Galette z masą serową i śliwkami



Po raz kolejny uzmysłowiłam sobie, że "potrzeba matką wynalazków".
Ilekroć cokolwiek zostawało u mnie w domu to zawsze słyszałam "tylko tego nie wyrzucaj! Jedzenia nie wolno marnować!". Tak też się nauczyłam, że jak coś zostaje to zawsze warto wykorzystać to do czegoś innego. No tak... tylko co zrobić z 5 żółtek, które zostają po zrobieniu np. bezy?
Faworki? Pączki? Nie... i nie...

Miałam ochotę na sernik, a zarazem na jakąś tartę... summa summarum zrobiłam z tego Galette z masą serową i śliwkami. Niebo w gębie! Zniknęło zanim zdążyło ostygnąć :) Ciasto to zaliczam do tych typu "mam dość, ale z łakomstwa zjem".

Jeszcze w gwoli wyjaśnienia czym jest galette - jest to po prostu kruche ciasto pieczone bez formy (jedyne co, to na czas pieczenia wkładane jest w blachę, jednak samo w sobie nie potrzebuje formy). Na rozwałkowane kruche ciasto wykłada się nadzienie, a następnie brzegi zawija do środka. Galette jest też o tyle wspaniałe, że ma charakter rustykalny... wygląda jak takie swojskie, wiejskie ciacho. Robi się je bardzo szybko, nie powinno sprawiać żadnych problemów, a dodatkowo (według mnie przynajmniej) takie "schowane" nadzienie naprawdę świetnie wygląda! :)

Dzisiejsze galette to wersja z masą serową i śliwkami. Masa jest bardzo kremowa, delikatna, lekko ściągnięta (miłośnicy suchych, trocinowatych serników mogą się nie odnaleźć przy jedzeniu tego ciasta). Zamiast śliwek można użyć również innych owoców - ja, jako, że jest sezon na śliwki akurat nimi się posłużyłam ;)

Naprawdę polecam! Proste i szybkie ciasto, w sam raz dla osób, które nie mają dużego doświadczenia w kuchni. :)

Składniki:

KRUCHE CIASTO: (2 porcje. Połowę użyłam do galette, a drugą w woreczek i do zamrażalnika na następny raz ;) 
  • 500 g. mąki pszennej
  • 250 g. zimnego masła (ja użyłam margaryny z powodu braku masła)
  • 3 żółtka
  • 1/2 szklanki zimnej wody
  • 1/4 łyżeczki soli
Na wstępie dla zdziwionych - tak robię bez cukru. Polecam tą wersję, bo gdy używamy ciasta na słodko, to wystarczy zrobić słodkie wnętrze, a gdy używamy na wytrawnie to przynajmniej cukier z ciasta nie "zaburza" wytrawności naszego kruchego ciasta. Poza tym wersja bez cukru jest zdrowsza ;)

Do dużej miski wsypujemy mąkę i dodajemy masło (ew. margarynę) i siekamy nożem na jak najdrobniej. Dodajemy żółtka, wodę i sól. Wszystko razem szybko (ale i dokładnie) zagniatamy pilnując żeby nie zostały nam grudki masła nierozrobione z mąką.

Ciasto dzielimy na dwie części - jedną zamrażamy w woreczku, a drugą chowamy do lodówki na około 30 minut.

MASA SEROWA:
  • 450 g. sera zmielonego przynajmniej dwukrotnie (jeśli nie mamy czasu, ochoty, siły albo możliwości mielić twaróg to możemy posłużyć się tym z wiaderka. Tutaj jednak uważajmy ponieważ masa sama w sobie i tak nie będzie zbyt ściągnięta, a jeśli użyjemy wodnistego twarogu, złej jakości to prawdopodobnie będzie trzeba wyjadać nasza masę serową łyżeczką. Lepiej kupić ser sprawdzony, dobrej jakości, gęsty! Ja bardzo polecam twaróg RAJSKI z Włoszczowy (tutaj uwaga! nie Włoszczowski ser na sernik, a Rajski! to ważne! a opakowanie wygląda >>tak<<. Ja z niego robię wszelakie serowe masy, gdy nie mam czasu na mielenie sera - sprawdza się świetnie ;)
  • 50 g. brązowego cukru
  • 2 żółtka
  • 3 łyżeczki mąki ziemniaczanej
Wszystkie składniki łączymy ze sobą w misce i krótko miksujemy mikserem (tak tylko, żeby je wymieszać). 

DODATKOWO:
  • około 1 kg umytych i odpestkowanych śliwek (u mnie węgierki - ulubione ;) 

Schłodzone ciasto wyjmujemy z lodówki i rozwałkowujemy na cienką warstwę na blacie (można włożyć między dwie warstwy folii spożywczej, lub oprószyć blat i wałek mąką). Ciasto układamy na papierze do pieczenia.
Na środek wykładamy masę serową (tak żeby powstała duża kupka). Pamiętajmy o zostawieniu boków ciasta wolnych, które potem zawiniemy na górę. 
W masę serową wciskamy jak najwięcej połówek śliwek, układamy je na wierzchu również. Im więcej tym lepiej ;) Pamiętajmy cały czas, że masa serowa nie może nam się za bardzo "rozprzestrzenić" po cieście, bo uniemożliwi nam po prostu zawinięcie ciasta. 
Gdy śliwki już są w masie serowej to boki ciasta zawijamy na górę i lekko zlepiamy w miejscach gdzie mamy możliwość.

Papier z galette przekładamy do jakiejś blachy i pieczemy 45 min w 180 stopniach, a następnie kolejne 15 w 200 stopniach.

Po upieczeniu wyjmujemy i studzimy. Im będzie chłodniejsze tym masa serowa będzie bardziej ściągnięta. U mnie poszło całe jeszcze leciutko ciepłe. :)

Można oprószyć cukrem pudrem, cynamonem lub podać z gałką lodów. Polecam eksperymentować! :)






Przepis bierze udział w akcji:

Czas na śliwki

piątek, 25 września 2015

Zupa krem z buraków z kiełkami rzodkiewki



Zupy jadam niesamowicie rzadko. Jak już zjem to albo to jakieś wielkie święto, albo jestem chora.
Są jednak zupy, które zjem zawsze... kremy!
Nie wiem czemu ale czy to krem z pomidorów, czy z dyni, czy z grzybów... zawsze zjem i to jeszcze nie raz z dokładką ;)
Dzisiaj zaś chciałabym was zaprosić na kolejną odsłonę kremu - Krem z buraków! Żeby nie było nudno to warto dodać kleks śmietany i kiełki rzodkiewki ... powiem wam, że rozpływa się w ustach! Gęsta śmietana nadaje delikatności i aksamitnej konsystencji, a kiełki zaostrzają smak...  wychodzi naprawdę pyszna zupka.
Zresztą sami sprawdźcie :)

Składniki:

  • 1,5 kg. buraków
  • 2 ziemniaki
  • 2 marchewki
  • 1 pietruszka
  • 3 łyżki oleju rzepakowego
  • sól, pieprz, sok z cytryny, cukier

    Dodatkowo:
  • gęsta kwaśna śmietana
  • kiełki rzodkiewki (można zastąpić np kiełkami brokułu)
Wszystkie warzywa myjemy, obieramy i kroimy na kawałki.
W garnku rozgrzewamy olej rzepakowy, wrzucamy przygotowane warzywa i je podsmażamy (co chwila mieszamy i pilnujemy żeby się nie przypalały).
Następnie zalewamy warzywa wodą tak aby były przykryte. Gotujemy pod przykryciem do momentu jak zrobią się miękkie (około 30 - 40 minut).

Jak warzywa zmiękną to miksujemy (blendujemy) je na gęsty krem.
Doprawiamy solą, sokiem z cytryny, cukrem i pieprzem do smaku (u mnie 1,5 łyżeczki niezbyt kopiastej soli, sok z połówki cytryny, 1 łyżka cukru oraz 2,5 łyżeczki pieprzu, jednak pamiętajmy, że każdy ma swój gust i doprawia według siebie gdyż niektórzy jedzą na słodko buraczki, a inni na kwaśno). 

Krem gotowy :) Rozlewamy do talerzy, dekorujemy śmietaną i kiełkami. 

Prosta, smaczna i sycąca. Naprawdę polecam :)


Jogurtowe ciasto ze śliwkami


Najprostsze ciasto na świecie - jogurtowe ze śliwkami. Robi się je moment, jest wilgotne i puszyste... niestety ma jedną wadę... zbyt szybko znika ;) Idealna propozycja dla osób zaczynających przygodę w kuchni lub nie mających czasu na tworzenie wyszukanych ciast. Idealne do popołudniowej herbaty ;) 
Osobiście nie przepadam za tym typem ciast, jednak moja mama je uwielbia (a w końcu czego się nie robi dla własnej matki). Powiem wam, że (o dziwo!) tym razem i mi smakowało... czy to kwestia dnia, czy może akurat tego przepisu... nie wiem... jednak jednego jestem pewna - wam też zasmakuje :) 

Składniki:
  • 300 g. mąki pszennej
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 0,5 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 100 g cukru (ja użyłam brązowego)
  • 2  jajka
  • 1 szklanka jogurtu greckiego
  • 150 ml. oleju rzepakowego
  • duuuuużo śliwek :) (im więcej tym lepiej. Około 1 - 1,5 kg)
Śliwki myjemy i odpestkowujemy. 

Mąkę, proszek i sodkę przesiewamy do miski, dodajemy cukier, mieszamy i odstawiamy. 

Do dużej miski wbijamy jajka, dodajemy jogurt grecki i olej. Mieszamy widelcem do połączenia składników (tego ciasta w ogóle nie będziemy miksować).
Dodajemy składniki sypkie znajdujące się w drugiej misce i wszystko dokładnie mieszamy W JEDNĄ STRONĘ! do połączenia składników. 

Formę do pieczenia wykładamy papierem, na to wykładamy ciasto i równomiernie rozprowadzamy. Na wierzch układamy bardzo gęsto śliwki (dziurką po pestce ku górze) i lekko dociskamy w ciasto.

Pieczemy około 50 - 60 minut w 180 stopniach. (Czasami dłużej, czasami krócej... zależy od tego jak gruba jest warstwa ciasta i od samych śliwek. Musimy po prostu czuwać i sprawdzać patyczkiem czy po wyjęciu z ciasta jest suchy. 

Po upieczeniu wyciągamy i studzimy. Można posypać cukrem pudrem gdy ciasto jest lekko ciepłe lub podać z dodatkową porcją śliwek czy lodów :) Pozostawiam to waszej inwencji :)

Jak widać ciacho proste i naprawdę smaczne. Taka odmiana wśród tych ciężkich kremów czy mas tortowych. Polecam wypróbować póki sezon śliwkowy trwa! :)




Przepis bierze udział w akcji:

Czas na śliwki

czwartek, 24 września 2015

Pstrąg pieczony w pergaminie z jarmużem



Wyjeżdżając na 3 miesiące nad morze do pracy miałam nadzieję, że najem się ryb za wszystkie czasy - bo muszę się przyznać, ze ryby uwielbiam! Najbardziej te pieczone, najlepiej z jakimiś warzywami... i obowiązkowo z sokiem z cytryny!
Niestety moje rozczarowanie pod tym względem było ogromne... ryby jadłam rzadziej niż w domu.
Uznałam więc, że jak najszybciej muszę to nadrobić i dorwałam w sklepie pstrąga w całkiem dobrej cenie, do tego jarmuż i voila!
Tak powstał pyszny pstrąg pieczony w pergaminie z jarmużem, polany masłem cytrynowym, ze szczyptą mielonego chilli.
Niech was nie zmyli nazwa, która może się wydać bardzo wyszukana. Danie jest banalne do zrobienia i chyba ciężko tu cokolwiek zepsuć. ;)
Można do tego podać oczywiście różne dodatki (polecam tu wszelkiego rodzaju ryże).

Składniki (na 1 porcję):

  • 1 cały, wypatroszony pstrąg
  • garść umytych liści jarmużu poodrywanych od łodyg
  • 3 łyżeczki masła
  • kilka plasterków cytryny + odrobina (dosłownie kilka kropel) soku z cytryny 
  • ząbek czosnku
  • oliwa z oliwek
  • sól, pieprz 
  • taka większa szczypta mielonego chilli

    Ponadto:
  • papier do pieczenia

Pstrąga razem z jarmużem będziemy piec w pergaminie (papierze do pieczenia) w podwójnej warstwie. Nie musimy tego robić pod linijkę, jednak dobierając wielkość kawałków pergaminu musimy pamiętać, że musi nam się tam zmieścić cała ryba PLUS części pergaminu od strony głowy i ogona do zwinięcia. Na pierwszym zdjęciu widać mniej więcej jak to powinno wyglądać. Przygotowujemy sobie dwa takie kawałki, pergaminy (jeden na drugim).

W rondelku rozpuszczamy masło i dorzucamy jarmuż. Dusimy przez chwilę aż zmięknie. Gdy będzie już gotowy wykładamy na pergamin (ważne aby wyłożyć sam jarmuż, bez masła które zostało w rondelku).
Pstrąga myjemy, delikatnie (!) nacieramy oliwą z oliwek z obydwu stron i kładziemy na liściach jarmużu. W środek pstrąga wkładamy lekko rozgnieciony ząbek czosnku oraz dwie połówki plasterków cytryny. Na wierzch kładziemy również kilka połówek plasterków cytryny, solimy oraz pieprzymy.

Do masła które nam zostało dodajemy kilka kropel soku z cytryny oraz mielone chilli.
Takim masełkiem polewamy naszego pstrąga i jarmuż.

Pergamin z rybą zawijamy mocno przy łbie oraz ogonie.

Tak przygotowanego pstrąga wkładamy do piekarnika nagrzanego do 250 stopni na 10 min, a następnie obniżamy temperaturę do 150 i pieczemy kolejne 15.
Co do pieczenia mam jedną ważną uwagę - najlepiej pstrąga w pergaminie (czy w ogóle cokolwiek pieczonego w pergaminie) wkładać dodatkowo do jakiejś blaszki/naczynia żaroodpornego. Nikt nie czyta tego co jest napisane na opakowaniach papierów do pieczenia dlatego wolę poinformować - bezpośredni kontakt papieru ze ściankami piekarnika czy kratką może skutkować pożarem! (czy to prawda, czy nie... lepiej się nie dowiadywać :)

Gdy czas pieczenia dobiegnie końca wyjmujemy rybkę, delikatnie rozwijamy ... i jemy! :)
Smacznego :)






Dietetyczne Chili con carne



Kiedyś słyszałam, że jest to potrawa kuchni meksykańskiej, całkiem niedawno wyczytałam, że jest to podobno typowe amerykańskie jedzenie podawane najczęściej w barach typu fastfood.
Od razu powiem, że nie lubię rozbieżności w informacjach i zazwyczaj staram się dociec jak to w końcu na prawdę jest... jednak tym razem zawiodę wszystkich i w tym również samą siebie - nie będę na siłę się dowiadywać.
Czemu? A no dlatego, że nie chcę wam przedstawić tradycyjnego przepisu na Chili con carne (które swoją drogą uwielbiam i sama jeszcze nie wiem jak to się stało, że nie ma na jedzeniomani przepisu na to... muszę to nadrobić), a wersję dietetyczną, która jest tak niesamowita, że szkoda czasu na szukanie skąd się wzięło oryginalne danie! :)

Składniki:

  • 1 włoszczyzna (nie musi być duża, ja użyłam młodziutkiej/malutkiej)
  • 1 litr wody
  • 1 średnia papryka czerwona
  • 1 średnia albo 2 małe papryki żółte lub białe (ja użyłam białych)
  • 2 cebule
  • oliwa z oliwek
  • 1 puszka czerwonej fasoli (odcedzona z zalewy i lekko opłukana na sicie)
  • 1 szklanka puree z pomidorów (wystarczy obrać ze skóry i zblendować pomidory)
  • 2-4 ząbki czosnku (w zależności od intensywności czosnku oraz naszych upodobań)
  • 500 g. piersi z kurczaka
  • 1/3 - 1/2 łyżeczki mielonego chilli (w zależności czy lubimy bardziej czy mniej ostre rzeczy)
  • bazylia, oregano, sól, pieprz
  • (opcjonalnie) puszka kukurydzy (ja jej nie dałam, ponieważ kukurydza jest ciężkostrawna, a takich produktów powinniśmy unikać w daniach Fit. Jeśli jednak ktoś ma ochotę można dodać ;)
Włoszczyznę myjemy i obieramy, a następnie wrzucamy do wody i około 20-30 minut gotujemy wywar warzywny. 

W między czasie podsmażamy na oliwie drobno posiekaną cebulkę (pamiętajmy, żeby tej oliwy było troszkę... nie róbmy jej kąpieli oliwnej), a gdy cebulka już jest ładnie zeszklona dorzucamy pokrojone na drobną kostkę papryki, dolewamy odrobinę wody i dusimy pod przykryciem kilkanaście minut co jakiś czas mieszając (ewentualnie uzupełniamy wodę jeśli zauważymy, że warzywa nam przywierają do patelni).

Gdy duszone warzywa  już będą miękkie, to z gotującego się wywaru wyjmujemy włoszczyznę, za to dodajemy cebulkę z paprykami, wcześniej przecedzoną i opłukaną fasolę (jeśli używamy kukurydzy to również teraz dodajemy) oraz puree z pomidorów. Wszystko to gotujemy na maleńkim ogniu.

Piersi z kurczaka mielimy w maszynce (opcja szybsza) lub bardzo drobno siekamy (ale to bardzo bardzo bardzo drobno. Żeby przypominały mięso mielone). Wrzucamy na patelnię i chwilkę smażymy. 

 Gdy mięso nie będzie już surowe dorzucamy do gotującego się chili con carne, oraz dodajemy drobno posiekany czosnek (lub przeciśnięty przez praskę), zioła, sól, pieprz oraz mielone chilli. 

Całość gotujemy jeszcze około 20 min bez przykrycia na bardzo małym ogniu aby nadmiar wody odparował, a warzywa dobrze zmiękły. 

Gotowe :) 
Proste, szybkie i na dodatek fit!
Nie wiem jak wy ale ja mam słabość do tych "jednogarnkowców". Może dlatego, że nie lubię zmywać... a może dlatego, że udowadniają, że wiele nie potrzeba aby stworzyć coś smacznego :) 






poniedziałek, 21 września 2015

Masło daktylowo - kakaowe




Daktyle... daktyle... i kakao! Już sama nie pamiętam gdzie natknęłam się na ten przepis. Planowałam go wypróbować, ale jakoś nigdy nie było sposobności. Ostatnio natomiast kupiłam daktyle w promocji z zamiarem wyczarowania czegoś z nich... no i niestety rozmyśliłam się, a daktyle zostały. Tu na ratunek przyszedł mi ten przepis, który z głowy wygrzebałam. Przyznam, że jestem tym zachwycona. Słodkie, mięciutkie, idealne do deserów i ciast.
Polecam również jako alternatywa dla tych kupnych czekoladowych kremów typu nutella. W smaku dużo lepsze (nie jest tak strasznie ciężkie), a dodatkowo też zdrowsze. Polecam ! :)

Składniki: 
  • 200 g. daktyli suszonych
  • 3/4 szklanki mleka
  • 2 łyżki gorzkiego kakao
Mleko podgrzewamy (jednak nie zagotowujemy go! ważne żeby było gorące, nie wrzące).
Gorącym mlekiem zalewamy daktyle i odstawiamy na kilka godzin (min 3.). (Powiem wam, że z ciekawości podpijałam trochę mleka, w którym moczą się daktyle... smak niesamowity :)

Gdy daktyle już odleżą swoje w mleku, dodajemy wtedy kakao i blendujemy do uzyskania jednolitej konsystencji.

Voila :) Masełko gotowe.
Słodziutkie, delikatne, rozpływające się w ustach. :)
Przepisy na wykorzystanie go już wkrótce :)



piątek, 18 września 2015

Dietetyczny sernik



Czas wrócić do świata żywych po prawie 4 miesiącach nieobecności i niemalże dwudziestoczterogodzinnej pracy nad morzem.
Przyznam się bez bicia, że prze cały ten czas miałam okazję doglądać "od kuchni" pracę na kuchni w świetnej restauracji, wśród znakomitych kucharzy. O tym jednak mam nadzieję, pojawi się dłuższy post w swoim czasie jak już ochłonę i zbiorę się do kupy aby coś takiego napisać.

Przechodząc już do "części właściwej" wpisu, chciałam was zaprosić na przewspaniałe, a jakże banalne ciasto - Tiramisu. Jednak jest pewne ALE! (jak zawsze ;) ) Poza umiejętnościami i wiedzą, do domu przywiozłam również kilka kilo tu i ówdzie więcej... także niestety Tiramisu pojawi się kiedy indziej, a dzisiaj zapraszam na równie smaczną rzecz, a o ile zdrowszą!

Dietetyczny sernik na jogurtach ! :)

Idealna propozycja dla tych wiecznie na diecie, oraz tych którzy chcą po prostu spróbować czegoś nowego. Dodam, że to świetny przepis aby zaskoczyć innych - w koncu jak to? sernik bez sera? Czas udowodnić, że nie ma rzeczy niemożliwych ;)

TORTOWNICA 26 CM

Składniki na spód:
  • 12 łyżek otrąb 
  • 1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 5 żółtek
  • 6 łyżek mleka
Wszystkie składniki ze sobą mieszamy i wykładamy na tortownicę wyłożoną papierem do pieczenia. (masa może być mało zwięzła, natomiast nie przejmujmy się tym. Rozprowadzamy wszystko jak najdokładniej po całym dnie). Pieczemy w 180 stopniach przez 10-15 minut.

Składniki na masę:
  •  1200 g jogurtu naturalnego 
  • 6 białek
  • 3 budynie śmietankowe 
  • szczypta soli
  • 3/4 szklanki cukru (ja nie użyłam w ogóle, bo lubię również niesłodkie wypieki, poza tym jak fit to fit ;) ale generalnie dla tych co wolą chociaż trochę słodkie ciasta polecam dodać)
  •  + kilka kostek gorzkiej czekolady
Białka ubijamy na sztywno ze szczyptą soli, a następnie (cały czas ubijając) dodajemy stopniowo cukier, następnie budynie i potem jogurty. 
Taką masę wylewamy na upieczony spód i pieczemy również w 180 stopniach przez około 50 - 60 minut. 
Po tym czasie wyłączamy piekarnik (pozwalamy ciastu kilka minut jeszcze "dojść") następnie uchylamy piekarnik, a dopiero po kilkunastu minutach wyjmujemy ciasto do ostudzenia. 

Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej i wylewamy na ciasto. Po ostygnięciu przechowujemy w lodówce.  :)



Nie wiem jak wam, ale mi ten serniczek się niesamowicie podoba. Smakowo też pycha :) trochę inny niż te tradycyjne, ponieważ w konsystencji przypomina raczej piankę/ptasie mleczko niż typowy sernik, ale szczerze polecam bo warto spróbować, a co ważniejsze... samemu eksperymentować. :)



niedziela, 24 maja 2015

Tort czekoladowo - miętowy




Mięta i czekolada... czego chcieć więcej?
Już od jakiegoś czasu chodziło za mną to połączenie, aż w końcu gdzieś w głowie powstał pomysł i pewna wizja tortu. Bardzo często ciasta, które robię są zaczerpnięte z różnych stron, książek, zeszytów mamy lub są zlepkiem kilku różnych przepisów. Jednak ten tort zaliczam do ciast, które od samego początku do samego końca były tworzone bez żadnych pomocy czy inspiracji.

Tort czekoladowo - miętowy, który chciałabym wam pokazać fantastycznie orzeźwia i chłodzi dzięki mięcie, nie jest przesłodzony, za to jest bardzo lekki i świetnie wyważony. Nie ma tu żadnych sztucznych barwników, aromatów, ulepszaczy.

Bazą tortu jest biszkopt czekoladowy nasączony zaparzoną miętą, przełożony dwoma kremami. Jeden krem to krem maślany (czekoladowo-miętowy), natomiast drugi to krem miętowy z bitej śmietany. Idealnie ze sobą współgrają - jeden cięższy, kremowy, bardziej zwięzły, natomiast drugi delikatny, leciutki i rozpływający się w ustach.
Przyznaję, że obawiałam się czy krem na bazie masła to na pewno dobry pomysł, czy nie będzie za ciężki, jednak to połączenie tutaj jest naprawdę świetne. Ciemna i jasna warstwa kremu razem tworzą idealny duet (tak jak czekolada i mięta ;)

Ważnym elementem w tym torcie jest mięta. Najlepiej taka ogródkowa, mocna, intensywna. Ostatnio kupiłam doniczkę mięty w jednym z marketów, oraz dodatkowo pęczek mięty na ryneczku. Uwierzcie... różnica jest powalająca. Mięta kupiona na rynku od jakiejś babuleńki z ogródka jest zdecydowanie bardziej intensywna i wyrazista. Ta ze sklepu ładnie wygląda i od czasu do czasu jak jej się zachce to pachnie (pod warunkiem że się przytknie nos do roślinki) i poza tym niewiele ma z miętą wspólnego.
Ta mięta jest potrzebna tak naprawdę tylko do nasączenia biszkoptu i jeśli nie mamy możliwości dostać świeżej, prosto z ogrodu to oczywiście możemy posiłkować się herbatami miętowymi czy miętą z marketu. Jeśli jednak mamy możliwość to warto kupić prawdziwą, dobrą miętę... jeśli nawet nie do ciasta, to po prostu do picia czy innych potraw.

Oprócz tego aby uzyskać miętowy smak (nie rozcieńczając kremów zbytnio) będziemy potrzebować kropli miętowych z apteki. Nie lubię używać aromatów, dlatego krople się świetnie sprawdzają. Jeśli ktoś obawia się o to, że będzie czuć, że to są krople apteczne, to od razu uspokajam... nie czuć! Nikt nawet nie pomyślałby, że to krople miętowe na żołądek ;)

Składniki:

          BISZKOPT (3 blaty, 26 cm):

  • 8 jajek
  • w sumie 160 g. mąki i kakao (proponuję 3/4 szklanki kakao + 1/4 szklanki i 1 łyżka mąki tortowej)
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • 1 szklanka cukru 
  • szczypta soli
Białka oddzielamy od żółtek, dodajemy szczyptę soli i ubijamy na sztywną pianę, a następnie wstawiamy na chwilę do lodówki. 
Żółtka razem z cukrem i sokiem z cytryny miksujemy do uzyskania gęstej, puszystej masy (zajmuje to około 7- 10 minut. Masa powinna powiększyć swoją objętość około 3-4 razy oraz stać się bardzo jasna - praktycznie biała).
Do masy żółtkowej dodajemy przesianą mąkę i kakao i wszystko dokładnie miksujemy.
Następnie dodajemy stopniowo pianę z białek i delikatnie (ale zarazem szybko) wszystko mieszamy. Robimy to drewnianą pałką lub po prostu łyżką. Nie używamy już miksera, gdy dodajemy białka!
Tak przygotowaną i dobrze wymieszaną masę przelewamy do tortownicy wyłożonej na dnie papierem i wsadzamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy przez 45 minut z termoobiegiem.
Sprawdzamy patyczkiem pod koniec czy biszkopt już jest gotowy. Jeśli tak, to wyjmujemy i od razu kilkukrotnie zrzucamy na podłogę z wysokości kilkudziesięciu centymetrów. Odstawiamy do ostygnięcia. Dopiero jak biszkopt całkowicie wystygnie wyjmujemy go z formy i kroimy!

          NASĄCZENIE BISZKOPTU:
  • garść liści świeżej mięty
  • wrzątek
  • kilka kropel kropli miętowych
Zaparzamy mocny napar z mięty. Garść liści mięty zalewamy wrzątkiem (tylko do połowy szklanki). Po ostygnięciu naparu dodajemy kilka kropel kropli miętowych i mieszamy. 

          KREM MAŚLANY CZEKOLADOWO - MIĘTOWY:
  • 1 kostka masła lub 200 g. (czyli 4/5 kostki) margaryny do pieczenia dobrej jakości
  • 2 tabliczki gorzkiej czekolady 
  • 7 łyżeczek kropli miętowych
Masło lub margaryna musi być miękka do kremu, dlatego dużo wcześniej musimy wyjąć z lodówki. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i odstawiamy do całkowitego ostygnięcia (nie może być ciepła bo wtedy nam się masło rozpuści!)
Miekką kostkę miksujemy przez około 5 minut do uzyskania delikatnej, kremowej konsystencji. Dodajemy czekoladę i krople miętowe. Wszystko dokładnie miksujemy jeszcze kilka minut. 

          KREM ŚMIETANOWY O SMAKU MIĘTY:
  • 800 ml. schłodzonej śmietanki 30% lub 36%
  • 5 łyżeczek cukru pudru 
  • 3-4 łyżeczki kropli miętowych
  • opcjonalnie 3 śmietan-fixy (jeśli komuś się źle ubija śmietanka)
Śmietankę ubijamy dodając stopniowo cukier puder. Gdy jest już ubita dodajemy krople miętowe i wszystko chwilkę miksujemy (dosłownie kilka sekund, żeby przypadkiem nie zrobić masła ze śmietanki). Krem można usztywnić śmietan-fixami (przed dodaniem kropli!). Do czasu wyłożenia na tort trzymamy go w lodówce.

Przygotowanie tortu:

Wystudzony biszkopt przekrawamy na 3 blaty. Dolny blat nasączamy dokładnie naparem z mięty, następnie wykładamy 1/3 kremu maślanego i dokładnie rozsmarowujemy, na to 1/3 kremu z ubitej śmietanki (też rozsmarowujemy) i na to kolejny blat biszkoptu. Ponownie nasączamy, na to kolejna część kremu maślanego, bitej śmietany i ostatni blat biszkoptu. Ostatniego blatu już nie nasączamy. Wykładamy resztę kremu maślanego (rozsmarowujemy) i na to bitą śmietanę, którą ozdabiamy cały tort. Można wyrównać wszystko nożem i udekorować wedle własnego gustu (u mnie po prostu liście mięty)

Tort chowamy do lodówki na 2-3 godzinki aby się przemacerował.
Jest naprawdę świetny. Bardzo lekki, pyszny i wspaniale chłodzi i orzeźwia. Można go jeść, i jeść, i jeść... Wprost idealny w letnie dni na ochłodę. Do tego ostudzona mięta z cytryną i kostkami lodu, słońce i pełen relaks. :) 





Ciasto na naleśniki



Naleśniki... na ostro, na słodko, na ciepło, na zimno, zapiekane czy też prosto z patelni, z mięsem, z serem, z owocami, z warzywami, z dżemem, z cukrem, a może suche?
Nie ważne jakie najbardziej lubimy i jak najczęściej jadamy. Jedno jest pewne - najważniejsze jest ciasto!

Ciasto powinno być puszyste, miękkie, delikatne, jednak na tyle trwałe żeby nie rwało się podczas smażenia. Dobrze jakby nie wymagało masy tłuszczu (chociaż to zależy w dużej mierze od patelni).
Po usmażeniu naleśniki powinny ładnie zmięknąć i podczas jedzenia rozpływać się w ustach.

Przepis na ciasto naleśnikowe, którym chciałabym się podzielić z wami jest bardzo proste do wykonania, robi się je szybciutko i przy smażeniu nie ma (a przynajmniej nie powinno być) żadnych problemów. Po zdjęciu z patelni szybko robią się mięciutkie i idealne do jedzenia. Nie ma tu dodatku cukru dlatego świetnie pasują i do podawania na słodko z dżemem, bitą śmietaną, cukrem pudrem czy dowolnymi owocami, i do podawania na wytrwanie - z mięsem, z warzywami, zapiekane z serem czy z sosem.
Wiele osób cukier dodaje zupełnie niepotrzebnie. Po pierwsze jest to niezdrowe dla organizmu, a po drugie po co? Podając naleśniki na słodko, właśnie tym słodkim nadzieniem gwarantujemy słodki smak, a podając na wytrawnie nie potrzebujemy słodkiego ciasta naleśnikowego.

Ten przepis jest dodatkowo wspaniały, ponieważ dodajemy tu trochę wody gazowanej co powoduje, że naleśniki są jeszcze bardziej puszyste i mniej zbite. Po prostu rozpływają się w ustach :)

Składniki (na około 10 naleśników):

  • 1 szklanka mleka
  • 1/2 szklanki wody gazowanej
  • 1 szklanka mąki
  • 2 jajka
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
Przesiewamy mąkę, dodajemy wszystkie pozostałe składniki i dokładnie mieszamy trzepaczką, tak, aby nie było żadnych grudek. 
Ciasto odstawiamy na 10 minut do lodówki. Po tym czasie rozgrzewamy patelnie lekko natłuszczoną (Nie polaną tłuszczem, a posmarowaną ręcznikiem papierowym, który wcześniej zwilżymy olejem. Nie chodzi o to, aby na patelni tłuszcz pływał), ciasto wyjmujemy z lodówki i ponownie chwilkę mieszamy.
Naleśniki smażymy z obydwu stron na złoty kolor. Powinny bez problemu odchodzić z patelni.
Pierwszy naleśnik podobno zawsze jest "nieudany" dlatego nie należy się zrażać od razu.

Jeśli ciasto nam się rwie i rozwala przy próbie odwracania, to znaczy, że jest jeszcze za krótko smażone lub patelnia jest zbyt mało natłuszczona. Jeśli ciasto już czujemy (lub widzimy), że trzeba przewrócić (bo się przypala), a ono nadal nie chce odejść od patelni, to zanim zaczniemy smażyć kolejnego naleśnika, należy wlać więcej oleju na patelnie - być może patelnia, na której smażymy jest już zdarta lub nie nadaje się do takiego smażenia. 


Po usmażeniu naleśnik jest sztywny, suchawy i chrupiący, jednak po chwili robi się już miękki i delikatny. Są pyszne zarówno na ciepło jak i na zimno.

Ja ostatnio uwielbiam jeść suche naleśniki bez niczego, lub (tak jak na zdjęciach widać) z odrobią śmietanki albo jogurtu. Po prostu pycha ! :)
Polecam :)




Koszyczki parówkowe z jajkiem




Jajka i parówki... duet w sam raz na śniadanie (oczywiście nie tylko).
Warto czasami "zaszaleć" i z banalnych produktów zrobić coś mniej banalnego (a przynajmniej ciekawie wyglądającego). 
Idealne na śniadanie, kolację, a także na obiad w ramach jajka sadzonego. Robi się prosto, lecz trochę dłużej niż zwykłe jajko sadzone. Tak podane jajka i parówki zaciekawią na pewno każdego :)

Składniki (na jeden taki krążek/koszyczek):
  • 2 parówki + kilka wykałaczek
  • 2 jajka
  • sól, pieprz, zioła (wszystko do smaku)
  • olej do smażenia
Parówki obieramy z flaczka i nacinamy tak jak na zdjęciu (ważne żeby nie naciąć za bardzo, żeby potem nam parówka nie pękła). Końce parówek łączymy wykałaczkami i smażymy z obydwu stron na wysmarowanej tłuszczem patelni do zarumienienia. Następnie wbijamy jajka (można je roztrzepać - wtedy powstanie coś na wzór jajecznicy, ale można też wbić w całości - będziemy mieć wtedy jajka sadzone). Doprawiamy solą, pieprzem, ziołami (wszystkim czym chcemy, do smaku)
W zależności czy wolimy bardziej wysmażone jajko czy mnie, to smażymy dłużej lub krócej, lub nawet z dwóch stron.

Podajemy ciepłe. :)
Proste, intrygujące i smaczne :)





sobota, 23 maja 2015

Serowe placuszki



Ostatnio na blogu sio-smutki.blogspot.com odkryłam przepis na puszyste serniczki (czyli placki serowe :) . Zaintrygował mnie ten przepis i z zaciekawieniem zrobiłam na obiad. Przyznam, że zaskoczyły mnie swoją prostotą, szybkością wykonania i smakiem :)

Cukru używam bardzo rzadko, dlatego totalnie odchudziłam je z wszelakiego cukru. Dzięki temu mają ten twarogowy, kwaskowy smak i oczywiście są dużo zdrowsze.
Wychodzą puchate, mięciutkie i idealne na słodki obiad ze śmietanką, czekoladą, dżemem, frużeliną... tak na prawdę ze wszystkim co mamy pod ręką :)

Z porcji jaką podam wychodzi na spokojnie obiad na dwie osoby, a jeśli podajemy jako dodatek do posiłku to starczy na 3-4 osoby. Oczywiście wszystko zależy również od patelni na jakiej będziemy smażyć. Ja użyłam patelni profilowanej z okrągłymi zagłębieniami do jajek . Dzięki temu wszystkie placuszki miały średnicę około 7 cm.

Składniki:

  • 500 g twarogu (ja użyłam półtłustego)
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 jajka
  • 10 łyżek mąki (nie płaskich, ale też nie czubatych)
  • olej do smażenia
Twaróg rozgniatamy na drobno widelcem, dodajemy jajka i mieszamy. Następnie dosypujemy proszek do pieczenia i po jednej łyżce mąki za każdym razem wszystko mieszając.
Tak przygotowaną i dobrze wymieszaną masę smażymy na patelni na cienkiej warstwie oleju na złoty kolor z obydwu stron.
Zdejmujemy z patelni i odkładamy na ręcznik papierowy aby odsączyć tłuszcz.

Podajemy z czym tylko mamy ochotę :)
U mnie świetnie sprawdza się śmietanka i starta czekolada, dżem z czarnej porzeczki i (chyba mój ukochany dodatek) frużelina rabarbarowa.
Dla każdego coś dobrego :)

Bardzo proste, szybciutkie i smaczne :) Przypominają mi czasy dzieciństwa i aż się rozpłynęłam jak je jadłam. Dzięki wspomnieniom właśnie :)
Polecam :)






wtorek, 19 maja 2015

Pierogi z rabarbarem



Cóż może być bardziej polskiego i pysznego niż pierogi? :) Pierogi z rabarbarem!
Pyszne, słodko-kwaśne, domowe - tak można je opisać.

Oczywiście, tak jak wiele osób, nie lubię robić pierogów (zdecydowanie wolę je jeść! :). Rozrabianie ciasta, wałkowanie, nadziewanie, gotowanie... tyle czasu to zajmuje, a można przecież iść do sklepu pod domem i kupić pierwsze lepsze pierogi. Po co więc robić samemu?

Takie domowe są bez porównania smaczniejsze i zdrowsze. Ciasto nie zawiera żadnych E-śmieci i innych konserwantów, a nadzienie (w tym wypadku mus rabarbarowy) jest z prawdziwego, świeżego rabarbaru, a nie podróbki rabarbaro-podobnej, która nawet obok rabarbaru nie leżała.

Jest wiele szkół co do robienia ciasta. Niektórzy robią z całymi jajkami, inni robią w ogóle bez jajek, a jeszcze inni robią z samymi żółtkami. Myślę, że dla każdego coś dobrego.
Ja jednak skorzystałam z najbardziej podstawowego przepisu, czyli tego bez jajek.
Bardzo prosty, bardzo szybki i nie potrzebna jest tu żadna filozofia w wyrabianiu ciasta. Po ugotowaniu zaś jest delikatne, miękkie i nie jest gumowe (co ważne).

Mus rabarbarowy to nic innego jak ugotowany (a nawet rozgotowany) rabarbar z cukrem. Słodki, a jednocześnie kwaśny. Poza tym, że można nim nadziać pierogi, to ja użyłam go do polania pierogów (co widać na zdjęciach). Nam tak niesamowicie smakował, że równie dobrze mogłabym to nazwać rabarbarem z pierogami, a nie pierogami z rabarbarem ;)

Składniki (na około 60 pierogów):

          MUS RABARBAROWY:

  • 0,5 kg. rabarbaru
  • 1/2 szklanki cukru
Rabarbar myjemy i odcinamy końcówki, kroimy na drobno i gotujemy (z odrobiną wody - dosłownie 2-3 łyżki) i cukrem. 
Gdy rabarbar już się rozgotuje i powstanie mus, to zdejmujemy z kuchenki i odstawiamy do wystygnięcia.


          CIASTO NA PIEROGI:

  • 3 szklanki mąki
  • 1 szklanka gorącej wody
  • 1/4 łyżeczki soli
Mąkę przesiewamy przez sitko i łączymy z resztą składników. Wszystko musimy kilka minut dokładnie pozagniatać, aż ciasto będzie dobrze połączone i elastyczne.
Ja to robiłam za pomocą robota kuchennego z końcówkami do zagniatania ciasta, tutaj jednak trzeba uważać! Za długo wyrabiane ciasto zrobi nam się bardzo twarde i w dalszej części pracy z nim, będzie nam ciężko cokolwiek z nim zrobić. To samo tyczy się wyrabiania ręcznego oczywiście, tylko, że przy wyrabianiu rękoma łatwiej to skontrolować, a przy robocie kuchennym niestety łatwo się zagapić i przysporzyć sobie zbędny wysiłek. (Oczywiście jak zdarzy się, że ciasto będziemy za długo wyrabiać i stanie się twarde to nie należy się przejmować. Po ugotowaniu i tak wyjdzie delikatne i miękkie (wiem to z własnej autopsji), jedynie będzie trzeba włożyć więcej siły w wałkowanie go).

Jeśli ciasto jest już gotowe, to zaczynamy wałkować. Podsypywanie ciasta mąką przed wałkowaniem zależy od nas i od tego jakie wyszło ciasto. Ja nie podsypuję, ale jeśli wam się klei to jak najbardziej można (tylko też z umiarem).

Po rozwałkowaniu wycinamy dużym kieliszkiem kółka. Na kółka kładziemy po trochu musu (około łyżeczki, ale to zależy od wielkości kółek) i zlepiamy brzegi. Po zlepieniu możemy skorzystać z widelca aby jeszcze przygnieść ciasto i przy okazji stworzyć ładną falbankę. 

Tak przygotowane pierogi wrzucamy do wrzącej (lekko osolonej, z dodatkiem oleju lub oliwy) wody i od czasu ich wypłynięcia gotujemy je jeszcze około 3 minut. 


Świetnie smakują ze słodką śmietanką lub cukrem pudrem lub dodatkową porcją musu rabarbarowego :)
Nie jest to danie najlżejsze do przygotowywania, dlatego jeśli już zabieramy się za domowe pierogi musimy uzbroić się w sporo siły i fizycznej i psychicznej (tak, tak... psychicznie też potrafią wykończyć) ale naprawdę warto!

Teraz póki sezon rabarbarowy trwa to aż szkoda nie wykorzystać takiej okazji na przepyszne pierożki :) Gorąco polecam!






sobota, 16 maja 2015

Rolada z galaretką i bananami




Dojrzałe banany... co tu z nimi zrobić? Można je oczywiście zjeść. Tylko po co jak można z nich zrobić pyszny deser. Ale jaki? A no to zależy co oprócz nich mamy do dyspozycji :)
Jeśli macie kilka jajek, mąkę i galaretkę to mam dla was świetną propozycję ! Rolada z galaretką i bananami.

Prosta, niewymagająca praktycznie żadnych umiejętności, świetna na ciepłe dni, gdzie nie ma się raczej ochoty na ciężkie i bardzo słodkie kremy, a własnie na orzeźwiające i chłodzące galaretki. Jedynie trzeba poczekać aż galaretka stężeje (co nie trwa krótko. Ale warto poczekać :)

Swoją roladę zrobiłam używając galaretki pomarańczowej, nie polewałam niczym ani nie nasączałam. Dzięki temu jest bardzo prosta, nie wymaga wielu składników, a zaspokoi nasz apetyt na coś słodkiego :)

Co do biszkoptu na roladę to jest to biszkopt bez proszku do pieczenia, który mam od mamy. Jest delikatny, puszysty... naprawdę bardzo, bardzo mi smakuje (a zwłaszcza w oryginalnej wersji na roladę jabłkową... pycha! Przepis niedługo też wstawię) i uważam, że w tej roladzie z galaretką również spisał się świetnie.
Galaretka może być dowolna. Jako, że ja zrobiłam z galaretką pomarańczową to mogę zapewnić, że z nią smakuje bardzo dobrze, ale jestem pewna, że z każdą inną rolada jest równie wspaniała.
Oczywiście banana można zastąpić również innymi owocami, np. truskawkami, kiwi czy kawałkami pomarańczy. Możemy też zrobić roladę wieloowocową. Wszystko zależy od naszej inwencji i tego co mamy w domu :)

Składniki:

  • 1 galaretka o dowolnym smaku (na 0,5 l. wody)
  • 1-2 banany (lub inne dowolne owoce)
  • biszkopt (z przepisu poniżej)
Zaczynami od galaretki ponieważ ona potrzebuje najwięcej czasu.
Rozrabiamy ją według przepisu i odstawiamy do stężenia (nie musi być bardzo sztywna, jednak ważne aby była już galaretką, a nie jeszcze płynem)


          BISZKOPT:

  • 5 jajek
  • niepełna szklanka mąki pszennej (więcej niż 3/4, ale też nie czubata szklanka)
  • 2 łyżki mąki tortowej
  • 1/3 szklanki cukru
  • szczypta soli
Żółtka oddzielamy od białek. Do białek dodajemy szczyptę soli i miksujemy do momentu uzyskania sztywnej piany. Gdy już będą dobrze ubite powoli dosypujemy cukier i dodajemy pomału żółtka - cały czas miksujemy!
Gdy już piana będzie dobrze zmiksowana z cukrem oraz żółtkami to dodajemy stopniowo mąkę mieszając już nie mikserem, a drewnianą pałką lub zwykłą łyżką. Robimy to dosyć energicznie ale zarazem delikatnie. Gdy cała mąka będzie już wmieszana to na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia wylewamy biszkopt i rozprowadzamy równomiernie. 
Pieczemy przez 20 min w 170 stopniach.

Jak biszkopt już się upiecze to wyjmujemy od razu z piekarnika i przekładamy na lnianą/bawełnianą (czystą!) ściereczkę. Zaczynami zwijać delikatnie roladę. Zwijamy tak aby ściereczka zostawała w środku, tzn. nie zwijamy samego ciasta tak, że powstaje nam rulon ciasta, a zostawiamy ściereczkę w środku tak jakby była ona częścią rolady. (Dzięki temu warstwy biszkoptu podczas stygnięcia nam się nie skleją i ciasto nie zaparuje w środku).
Zanim rolada całkowicie wystygnie (jednak nie może być już gorąca) odwijamy ją delikatnie (tak aby nie popękała) i na całej jej powierzchni rozkładamy lekko stężałą galaretkę oraz kładziemy owoce.
Ponownie zwijamy roladę zaczynając od tego końca gdzie są owoce. (Tym razem już bez ściereczki w środku ;)

Rolada gotowa! :) Przechowujemy ją w lodówce owiniętą w ściereczkę (żeby biszkopt nie wysychał).


Powinnam nazwać tą roladę "Rolada 'cokolwiek' " bo jak widzicie można użyć i dowolnej galaretki, i dowolnych owoców, i oczywiście można zrobić dowolną polewę czy też krem. Bardzo uniwersalny, prosty i bardzo smaczny przepis :) Sami sprawdźcie. :)