niedziela, 24 maja 2015

Tort czekoladowo - miętowy




Mięta i czekolada... czego chcieć więcej?
Już od jakiegoś czasu chodziło za mną to połączenie, aż w końcu gdzieś w głowie powstał pomysł i pewna wizja tortu. Bardzo często ciasta, które robię są zaczerpnięte z różnych stron, książek, zeszytów mamy lub są zlepkiem kilku różnych przepisów. Jednak ten tort zaliczam do ciast, które od samego początku do samego końca były tworzone bez żadnych pomocy czy inspiracji.

Tort czekoladowo - miętowy, który chciałabym wam pokazać fantastycznie orzeźwia i chłodzi dzięki mięcie, nie jest przesłodzony, za to jest bardzo lekki i świetnie wyważony. Nie ma tu żadnych sztucznych barwników, aromatów, ulepszaczy.

Bazą tortu jest biszkopt czekoladowy nasączony zaparzoną miętą, przełożony dwoma kremami. Jeden krem to krem maślany (czekoladowo-miętowy), natomiast drugi to krem miętowy z bitej śmietany. Idealnie ze sobą współgrają - jeden cięższy, kremowy, bardziej zwięzły, natomiast drugi delikatny, leciutki i rozpływający się w ustach.
Przyznaję, że obawiałam się czy krem na bazie masła to na pewno dobry pomysł, czy nie będzie za ciężki, jednak to połączenie tutaj jest naprawdę świetne. Ciemna i jasna warstwa kremu razem tworzą idealny duet (tak jak czekolada i mięta ;)

Ważnym elementem w tym torcie jest mięta. Najlepiej taka ogródkowa, mocna, intensywna. Ostatnio kupiłam doniczkę mięty w jednym z marketów, oraz dodatkowo pęczek mięty na ryneczku. Uwierzcie... różnica jest powalająca. Mięta kupiona na rynku od jakiejś babuleńki z ogródka jest zdecydowanie bardziej intensywna i wyrazista. Ta ze sklepu ładnie wygląda i od czasu do czasu jak jej się zachce to pachnie (pod warunkiem że się przytknie nos do roślinki) i poza tym niewiele ma z miętą wspólnego.
Ta mięta jest potrzebna tak naprawdę tylko do nasączenia biszkoptu i jeśli nie mamy możliwości dostać świeżej, prosto z ogrodu to oczywiście możemy posiłkować się herbatami miętowymi czy miętą z marketu. Jeśli jednak mamy możliwość to warto kupić prawdziwą, dobrą miętę... jeśli nawet nie do ciasta, to po prostu do picia czy innych potraw.

Oprócz tego aby uzyskać miętowy smak (nie rozcieńczając kremów zbytnio) będziemy potrzebować kropli miętowych z apteki. Nie lubię używać aromatów, dlatego krople się świetnie sprawdzają. Jeśli ktoś obawia się o to, że będzie czuć, że to są krople apteczne, to od razu uspokajam... nie czuć! Nikt nawet nie pomyślałby, że to krople miętowe na żołądek ;)

Składniki:

          BISZKOPT (3 blaty, 26 cm):

  • 8 jajek
  • w sumie 160 g. mąki i kakao (proponuję 3/4 szklanki kakao + 1/4 szklanki i 1 łyżka mąki tortowej)
  • 3 łyżki soku z cytryny
  • 1 szklanka cukru 
  • szczypta soli
Białka oddzielamy od żółtek, dodajemy szczyptę soli i ubijamy na sztywną pianę, a następnie wstawiamy na chwilę do lodówki. 
Żółtka razem z cukrem i sokiem z cytryny miksujemy do uzyskania gęstej, puszystej masy (zajmuje to około 7- 10 minut. Masa powinna powiększyć swoją objętość około 3-4 razy oraz stać się bardzo jasna - praktycznie biała).
Do masy żółtkowej dodajemy przesianą mąkę i kakao i wszystko dokładnie miksujemy.
Następnie dodajemy stopniowo pianę z białek i delikatnie (ale zarazem szybko) wszystko mieszamy. Robimy to drewnianą pałką lub po prostu łyżką. Nie używamy już miksera, gdy dodajemy białka!
Tak przygotowaną i dobrze wymieszaną masę przelewamy do tortownicy wyłożonej na dnie papierem i wsadzamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Pieczemy przez 45 minut z termoobiegiem.
Sprawdzamy patyczkiem pod koniec czy biszkopt już jest gotowy. Jeśli tak, to wyjmujemy i od razu kilkukrotnie zrzucamy na podłogę z wysokości kilkudziesięciu centymetrów. Odstawiamy do ostygnięcia. Dopiero jak biszkopt całkowicie wystygnie wyjmujemy go z formy i kroimy!

          NASĄCZENIE BISZKOPTU:
  • garść liści świeżej mięty
  • wrzątek
  • kilka kropel kropli miętowych
Zaparzamy mocny napar z mięty. Garść liści mięty zalewamy wrzątkiem (tylko do połowy szklanki). Po ostygnięciu naparu dodajemy kilka kropel kropli miętowych i mieszamy. 

          KREM MAŚLANY CZEKOLADOWO - MIĘTOWY:
  • 1 kostka masła lub 200 g. (czyli 4/5 kostki) margaryny do pieczenia dobrej jakości
  • 2 tabliczki gorzkiej czekolady 
  • 7 łyżeczek kropli miętowych
Masło lub margaryna musi być miękka do kremu, dlatego dużo wcześniej musimy wyjąć z lodówki. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i odstawiamy do całkowitego ostygnięcia (nie może być ciepła bo wtedy nam się masło rozpuści!)
Miekką kostkę miksujemy przez około 5 minut do uzyskania delikatnej, kremowej konsystencji. Dodajemy czekoladę i krople miętowe. Wszystko dokładnie miksujemy jeszcze kilka minut. 

          KREM ŚMIETANOWY O SMAKU MIĘTY:
  • 800 ml. schłodzonej śmietanki 30% lub 36%
  • 5 łyżeczek cukru pudru 
  • 3-4 łyżeczki kropli miętowych
  • opcjonalnie 3 śmietan-fixy (jeśli komuś się źle ubija śmietanka)
Śmietankę ubijamy dodając stopniowo cukier puder. Gdy jest już ubita dodajemy krople miętowe i wszystko chwilkę miksujemy (dosłownie kilka sekund, żeby przypadkiem nie zrobić masła ze śmietanki). Krem można usztywnić śmietan-fixami (przed dodaniem kropli!). Do czasu wyłożenia na tort trzymamy go w lodówce.

Przygotowanie tortu:

Wystudzony biszkopt przekrawamy na 3 blaty. Dolny blat nasączamy dokładnie naparem z mięty, następnie wykładamy 1/3 kremu maślanego i dokładnie rozsmarowujemy, na to 1/3 kremu z ubitej śmietanki (też rozsmarowujemy) i na to kolejny blat biszkoptu. Ponownie nasączamy, na to kolejna część kremu maślanego, bitej śmietany i ostatni blat biszkoptu. Ostatniego blatu już nie nasączamy. Wykładamy resztę kremu maślanego (rozsmarowujemy) i na to bitą śmietanę, którą ozdabiamy cały tort. Można wyrównać wszystko nożem i udekorować wedle własnego gustu (u mnie po prostu liście mięty)

Tort chowamy do lodówki na 2-3 godzinki aby się przemacerował.
Jest naprawdę świetny. Bardzo lekki, pyszny i wspaniale chłodzi i orzeźwia. Można go jeść, i jeść, i jeść... Wprost idealny w letnie dni na ochłodę. Do tego ostudzona mięta z cytryną i kostkami lodu, słońce i pełen relaks. :) 





Ciasto na naleśniki



Naleśniki... na ostro, na słodko, na ciepło, na zimno, zapiekane czy też prosto z patelni, z mięsem, z serem, z owocami, z warzywami, z dżemem, z cukrem, a może suche?
Nie ważne jakie najbardziej lubimy i jak najczęściej jadamy. Jedno jest pewne - najważniejsze jest ciasto!

Ciasto powinno być puszyste, miękkie, delikatne, jednak na tyle trwałe żeby nie rwało się podczas smażenia. Dobrze jakby nie wymagało masy tłuszczu (chociaż to zależy w dużej mierze od patelni).
Po usmażeniu naleśniki powinny ładnie zmięknąć i podczas jedzenia rozpływać się w ustach.

Przepis na ciasto naleśnikowe, którym chciałabym się podzielić z wami jest bardzo proste do wykonania, robi się je szybciutko i przy smażeniu nie ma (a przynajmniej nie powinno być) żadnych problemów. Po zdjęciu z patelni szybko robią się mięciutkie i idealne do jedzenia. Nie ma tu dodatku cukru dlatego świetnie pasują i do podawania na słodko z dżemem, bitą śmietaną, cukrem pudrem czy dowolnymi owocami, i do podawania na wytrwanie - z mięsem, z warzywami, zapiekane z serem czy z sosem.
Wiele osób cukier dodaje zupełnie niepotrzebnie. Po pierwsze jest to niezdrowe dla organizmu, a po drugie po co? Podając naleśniki na słodko, właśnie tym słodkim nadzieniem gwarantujemy słodki smak, a podając na wytrawnie nie potrzebujemy słodkiego ciasta naleśnikowego.

Ten przepis jest dodatkowo wspaniały, ponieważ dodajemy tu trochę wody gazowanej co powoduje, że naleśniki są jeszcze bardziej puszyste i mniej zbite. Po prostu rozpływają się w ustach :)

Składniki (na około 10 naleśników):

  • 1 szklanka mleka
  • 1/2 szklanki wody gazowanej
  • 1 szklanka mąki
  • 2 jajka
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
Przesiewamy mąkę, dodajemy wszystkie pozostałe składniki i dokładnie mieszamy trzepaczką, tak, aby nie było żadnych grudek. 
Ciasto odstawiamy na 10 minut do lodówki. Po tym czasie rozgrzewamy patelnie lekko natłuszczoną (Nie polaną tłuszczem, a posmarowaną ręcznikiem papierowym, który wcześniej zwilżymy olejem. Nie chodzi o to, aby na patelni tłuszcz pływał), ciasto wyjmujemy z lodówki i ponownie chwilkę mieszamy.
Naleśniki smażymy z obydwu stron na złoty kolor. Powinny bez problemu odchodzić z patelni.
Pierwszy naleśnik podobno zawsze jest "nieudany" dlatego nie należy się zrażać od razu.

Jeśli ciasto nam się rwie i rozwala przy próbie odwracania, to znaczy, że jest jeszcze za krótko smażone lub patelnia jest zbyt mało natłuszczona. Jeśli ciasto już czujemy (lub widzimy), że trzeba przewrócić (bo się przypala), a ono nadal nie chce odejść od patelni, to zanim zaczniemy smażyć kolejnego naleśnika, należy wlać więcej oleju na patelnie - być może patelnia, na której smażymy jest już zdarta lub nie nadaje się do takiego smażenia. 


Po usmażeniu naleśnik jest sztywny, suchawy i chrupiący, jednak po chwili robi się już miękki i delikatny. Są pyszne zarówno na ciepło jak i na zimno.

Ja ostatnio uwielbiam jeść suche naleśniki bez niczego, lub (tak jak na zdjęciach widać) z odrobią śmietanki albo jogurtu. Po prostu pycha ! :)
Polecam :)




Koszyczki parówkowe z jajkiem




Jajka i parówki... duet w sam raz na śniadanie (oczywiście nie tylko).
Warto czasami "zaszaleć" i z banalnych produktów zrobić coś mniej banalnego (a przynajmniej ciekawie wyglądającego). 
Idealne na śniadanie, kolację, a także na obiad w ramach jajka sadzonego. Robi się prosto, lecz trochę dłużej niż zwykłe jajko sadzone. Tak podane jajka i parówki zaciekawią na pewno każdego :)

Składniki (na jeden taki krążek/koszyczek):
  • 2 parówki + kilka wykałaczek
  • 2 jajka
  • sól, pieprz, zioła (wszystko do smaku)
  • olej do smażenia
Parówki obieramy z flaczka i nacinamy tak jak na zdjęciu (ważne żeby nie naciąć za bardzo, żeby potem nam parówka nie pękła). Końce parówek łączymy wykałaczkami i smażymy z obydwu stron na wysmarowanej tłuszczem patelni do zarumienienia. Następnie wbijamy jajka (można je roztrzepać - wtedy powstanie coś na wzór jajecznicy, ale można też wbić w całości - będziemy mieć wtedy jajka sadzone). Doprawiamy solą, pieprzem, ziołami (wszystkim czym chcemy, do smaku)
W zależności czy wolimy bardziej wysmażone jajko czy mnie, to smażymy dłużej lub krócej, lub nawet z dwóch stron.

Podajemy ciepłe. :)
Proste, intrygujące i smaczne :)





sobota, 23 maja 2015

Serowe placuszki



Ostatnio na blogu sio-smutki.blogspot.com odkryłam przepis na puszyste serniczki (czyli placki serowe :) . Zaintrygował mnie ten przepis i z zaciekawieniem zrobiłam na obiad. Przyznam, że zaskoczyły mnie swoją prostotą, szybkością wykonania i smakiem :)

Cukru używam bardzo rzadko, dlatego totalnie odchudziłam je z wszelakiego cukru. Dzięki temu mają ten twarogowy, kwaskowy smak i oczywiście są dużo zdrowsze.
Wychodzą puchate, mięciutkie i idealne na słodki obiad ze śmietanką, czekoladą, dżemem, frużeliną... tak na prawdę ze wszystkim co mamy pod ręką :)

Z porcji jaką podam wychodzi na spokojnie obiad na dwie osoby, a jeśli podajemy jako dodatek do posiłku to starczy na 3-4 osoby. Oczywiście wszystko zależy również od patelni na jakiej będziemy smażyć. Ja użyłam patelni profilowanej z okrągłymi zagłębieniami do jajek . Dzięki temu wszystkie placuszki miały średnicę około 7 cm.

Składniki:

  • 500 g twarogu (ja użyłam półtłustego)
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 jajka
  • 10 łyżek mąki (nie płaskich, ale też nie czubatych)
  • olej do smażenia
Twaróg rozgniatamy na drobno widelcem, dodajemy jajka i mieszamy. Następnie dosypujemy proszek do pieczenia i po jednej łyżce mąki za każdym razem wszystko mieszając.
Tak przygotowaną i dobrze wymieszaną masę smażymy na patelni na cienkiej warstwie oleju na złoty kolor z obydwu stron.
Zdejmujemy z patelni i odkładamy na ręcznik papierowy aby odsączyć tłuszcz.

Podajemy z czym tylko mamy ochotę :)
U mnie świetnie sprawdza się śmietanka i starta czekolada, dżem z czarnej porzeczki i (chyba mój ukochany dodatek) frużelina rabarbarowa.
Dla każdego coś dobrego :)

Bardzo proste, szybciutkie i smaczne :) Przypominają mi czasy dzieciństwa i aż się rozpłynęłam jak je jadłam. Dzięki wspomnieniom właśnie :)
Polecam :)






wtorek, 19 maja 2015

Pierogi z rabarbarem



Cóż może być bardziej polskiego i pysznego niż pierogi? :) Pierogi z rabarbarem!
Pyszne, słodko-kwaśne, domowe - tak można je opisać.

Oczywiście, tak jak wiele osób, nie lubię robić pierogów (zdecydowanie wolę je jeść! :). Rozrabianie ciasta, wałkowanie, nadziewanie, gotowanie... tyle czasu to zajmuje, a można przecież iść do sklepu pod domem i kupić pierwsze lepsze pierogi. Po co więc robić samemu?

Takie domowe są bez porównania smaczniejsze i zdrowsze. Ciasto nie zawiera żadnych E-śmieci i innych konserwantów, a nadzienie (w tym wypadku mus rabarbarowy) jest z prawdziwego, świeżego rabarbaru, a nie podróbki rabarbaro-podobnej, która nawet obok rabarbaru nie leżała.

Jest wiele szkół co do robienia ciasta. Niektórzy robią z całymi jajkami, inni robią w ogóle bez jajek, a jeszcze inni robią z samymi żółtkami. Myślę, że dla każdego coś dobrego.
Ja jednak skorzystałam z najbardziej podstawowego przepisu, czyli tego bez jajek.
Bardzo prosty, bardzo szybki i nie potrzebna jest tu żadna filozofia w wyrabianiu ciasta. Po ugotowaniu zaś jest delikatne, miękkie i nie jest gumowe (co ważne).

Mus rabarbarowy to nic innego jak ugotowany (a nawet rozgotowany) rabarbar z cukrem. Słodki, a jednocześnie kwaśny. Poza tym, że można nim nadziać pierogi, to ja użyłam go do polania pierogów (co widać na zdjęciach). Nam tak niesamowicie smakował, że równie dobrze mogłabym to nazwać rabarbarem z pierogami, a nie pierogami z rabarbarem ;)

Składniki (na około 60 pierogów):

          MUS RABARBAROWY:

  • 0,5 kg. rabarbaru
  • 1/2 szklanki cukru
Rabarbar myjemy i odcinamy końcówki, kroimy na drobno i gotujemy (z odrobiną wody - dosłownie 2-3 łyżki) i cukrem. 
Gdy rabarbar już się rozgotuje i powstanie mus, to zdejmujemy z kuchenki i odstawiamy do wystygnięcia.


          CIASTO NA PIEROGI:

  • 3 szklanki mąki
  • 1 szklanka gorącej wody
  • 1/4 łyżeczki soli
Mąkę przesiewamy przez sitko i łączymy z resztą składników. Wszystko musimy kilka minut dokładnie pozagniatać, aż ciasto będzie dobrze połączone i elastyczne.
Ja to robiłam za pomocą robota kuchennego z końcówkami do zagniatania ciasta, tutaj jednak trzeba uważać! Za długo wyrabiane ciasto zrobi nam się bardzo twarde i w dalszej części pracy z nim, będzie nam ciężko cokolwiek z nim zrobić. To samo tyczy się wyrabiania ręcznego oczywiście, tylko, że przy wyrabianiu rękoma łatwiej to skontrolować, a przy robocie kuchennym niestety łatwo się zagapić i przysporzyć sobie zbędny wysiłek. (Oczywiście jak zdarzy się, że ciasto będziemy za długo wyrabiać i stanie się twarde to nie należy się przejmować. Po ugotowaniu i tak wyjdzie delikatne i miękkie (wiem to z własnej autopsji), jedynie będzie trzeba włożyć więcej siły w wałkowanie go).

Jeśli ciasto jest już gotowe, to zaczynamy wałkować. Podsypywanie ciasta mąką przed wałkowaniem zależy od nas i od tego jakie wyszło ciasto. Ja nie podsypuję, ale jeśli wam się klei to jak najbardziej można (tylko też z umiarem).

Po rozwałkowaniu wycinamy dużym kieliszkiem kółka. Na kółka kładziemy po trochu musu (około łyżeczki, ale to zależy od wielkości kółek) i zlepiamy brzegi. Po zlepieniu możemy skorzystać z widelca aby jeszcze przygnieść ciasto i przy okazji stworzyć ładną falbankę. 

Tak przygotowane pierogi wrzucamy do wrzącej (lekko osolonej, z dodatkiem oleju lub oliwy) wody i od czasu ich wypłynięcia gotujemy je jeszcze około 3 minut. 


Świetnie smakują ze słodką śmietanką lub cukrem pudrem lub dodatkową porcją musu rabarbarowego :)
Nie jest to danie najlżejsze do przygotowywania, dlatego jeśli już zabieramy się za domowe pierogi musimy uzbroić się w sporo siły i fizycznej i psychicznej (tak, tak... psychicznie też potrafią wykończyć) ale naprawdę warto!

Teraz póki sezon rabarbarowy trwa to aż szkoda nie wykorzystać takiej okazji na przepyszne pierożki :) Gorąco polecam!






sobota, 16 maja 2015

Rolada z galaretką i bananami




Dojrzałe banany... co tu z nimi zrobić? Można je oczywiście zjeść. Tylko po co jak można z nich zrobić pyszny deser. Ale jaki? A no to zależy co oprócz nich mamy do dyspozycji :)
Jeśli macie kilka jajek, mąkę i galaretkę to mam dla was świetną propozycję ! Rolada z galaretką i bananami.

Prosta, niewymagająca praktycznie żadnych umiejętności, świetna na ciepłe dni, gdzie nie ma się raczej ochoty na ciężkie i bardzo słodkie kremy, a własnie na orzeźwiające i chłodzące galaretki. Jedynie trzeba poczekać aż galaretka stężeje (co nie trwa krótko. Ale warto poczekać :)

Swoją roladę zrobiłam używając galaretki pomarańczowej, nie polewałam niczym ani nie nasączałam. Dzięki temu jest bardzo prosta, nie wymaga wielu składników, a zaspokoi nasz apetyt na coś słodkiego :)

Co do biszkoptu na roladę to jest to biszkopt bez proszku do pieczenia, który mam od mamy. Jest delikatny, puszysty... naprawdę bardzo, bardzo mi smakuje (a zwłaszcza w oryginalnej wersji na roladę jabłkową... pycha! Przepis niedługo też wstawię) i uważam, że w tej roladzie z galaretką również spisał się świetnie.
Galaretka może być dowolna. Jako, że ja zrobiłam z galaretką pomarańczową to mogę zapewnić, że z nią smakuje bardzo dobrze, ale jestem pewna, że z każdą inną rolada jest równie wspaniała.
Oczywiście banana można zastąpić również innymi owocami, np. truskawkami, kiwi czy kawałkami pomarańczy. Możemy też zrobić roladę wieloowocową. Wszystko zależy od naszej inwencji i tego co mamy w domu :)

Składniki:

  • 1 galaretka o dowolnym smaku (na 0,5 l. wody)
  • 1-2 banany (lub inne dowolne owoce)
  • biszkopt (z przepisu poniżej)
Zaczynami od galaretki ponieważ ona potrzebuje najwięcej czasu.
Rozrabiamy ją według przepisu i odstawiamy do stężenia (nie musi być bardzo sztywna, jednak ważne aby była już galaretką, a nie jeszcze płynem)


          BISZKOPT:

  • 5 jajek
  • niepełna szklanka mąki pszennej (więcej niż 3/4, ale też nie czubata szklanka)
  • 2 łyżki mąki tortowej
  • 1/3 szklanki cukru
  • szczypta soli
Żółtka oddzielamy od białek. Do białek dodajemy szczyptę soli i miksujemy do momentu uzyskania sztywnej piany. Gdy już będą dobrze ubite powoli dosypujemy cukier i dodajemy pomału żółtka - cały czas miksujemy!
Gdy już piana będzie dobrze zmiksowana z cukrem oraz żółtkami to dodajemy stopniowo mąkę mieszając już nie mikserem, a drewnianą pałką lub zwykłą łyżką. Robimy to dosyć energicznie ale zarazem delikatnie. Gdy cała mąka będzie już wmieszana to na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia wylewamy biszkopt i rozprowadzamy równomiernie. 
Pieczemy przez 20 min w 170 stopniach.

Jak biszkopt już się upiecze to wyjmujemy od razu z piekarnika i przekładamy na lnianą/bawełnianą (czystą!) ściereczkę. Zaczynami zwijać delikatnie roladę. Zwijamy tak aby ściereczka zostawała w środku, tzn. nie zwijamy samego ciasta tak, że powstaje nam rulon ciasta, a zostawiamy ściereczkę w środku tak jakby była ona częścią rolady. (Dzięki temu warstwy biszkoptu podczas stygnięcia nam się nie skleją i ciasto nie zaparuje w środku).
Zanim rolada całkowicie wystygnie (jednak nie może być już gorąca) odwijamy ją delikatnie (tak aby nie popękała) i na całej jej powierzchni rozkładamy lekko stężałą galaretkę oraz kładziemy owoce.
Ponownie zwijamy roladę zaczynając od tego końca gdzie są owoce. (Tym razem już bez ściereczki w środku ;)

Rolada gotowa! :) Przechowujemy ją w lodówce owiniętą w ściereczkę (żeby biszkopt nie wysychał).


Powinnam nazwać tą roladę "Rolada 'cokolwiek' " bo jak widzicie można użyć i dowolnej galaretki, i dowolnych owoców, i oczywiście można zrobić dowolną polewę czy też krem. Bardzo uniwersalny, prosty i bardzo smaczny przepis :) Sami sprawdźcie. :)





środa, 13 maja 2015

Duszone szparagi z cukinią w sosie "3 sery"



Szparagi i cukinia to sezonowe warzywa, którymi warto się cieszyć póki mamy okazję (a zwłaszcza szparagami!). Duszone w oliwie smakują nieziemsko! Nie rozgotowane, nie spalone... lekko chrupiące ale miękkie... takie po prostu idealne na obiad :)

Do tego proponuję sos, który idealnie nadaje się zarówno do warzyw jak i do mięsa, czyli sos "3 sery". Powstał on z resztek gorgonzoli, kawałka serka topionego, kilku plastrów sera żółtego, ziół, śmietany i wody. Tak jak już w poprzednim poście pisałam "potrzeba matką wynalazków" i wynalazła tym razem własnie ten sos :) Bardzo delikatny, kremowy, a zarazem wyrazisty.
Podejrzewam, że wiele osób pomyśli, że danie z samych warzyw i sosiku jest lekkie i raczej pasuje na przekąskę niż na obiad... jednak niech nikogo nie zmyli niepozorność warzyw! Z sosem serowym są naprawdę syte.
Taki dodatek warzywny ze szparagów i cukinii jest świetnym uzupełnieniem obiadu ale świetnie smakuje również jako samodzielny posiłek.

... dla mnie bomba!
Polecam spróbować ! :)

Składniki (jako dodatek do obiadu na 3-4 osoby; jako samodzielne danie na 1-2 osoby):

          DUSZONE WARZYWA:

  • 0,5 kg. szparagów zielonych 
  • 1 średnia cukinia
  • oliwa z oliwek + odrobina margaryny
  • sól, świeżo zmielony pieprz
  • mix ulubionych ziół (świeżych lub suszonych. Ja użyłam tylko bazylii)
Szparagi i cukinie myjemy i kroimy (szparagi w kilkucentymetrowe kawałki, przy okazji pamiętając aby odciąć dolną końcówkę szparagów - one są najbardziej łykowate i raczej nienajlepsze do jedzenia, cukinie zaś kroimy w kostkę), a następnie wrzucamy na patelnie. Polewamy dość obficie oliwą z oliwek (tak aby były w niej obtoczone całe, jednak nie tak żeby w niej pływały), dodajemy około 1 łyżkę margaryny, posypujemy odrobiną soli i pieprzem, przykrywamy pokrywką i dusimy przez około 10 minut. Co jakiś czas należy je przemieszać i ewentualnie dodać oliwy lub margaryny. 
Szparagi i cukinia powinny zmięknąć jednak nadal być chrupiące. Warto co jakiś czas próbować (zwłaszcza już pod koniec tych 10 minut) czy już są dla nas dobre czy nie. Dodajemy na koniec zioła, mieszamy i jeszcze chwilę dusimy. 

Gotowe warzywa wyjmujemy na talerze/miseczki i jemy :)
Pyszne, chrupiące... a z sosem "3 sery" jeszcze lepsze :)

          SOS "3 SERY":

  • 4 łyżki śmietany (użyłam 12% zatem obojętnie jakiej użyjecie ;) nie musi być 30% chociaż na pewno byłoby lepiej)
  • 1/3 szklanki wody
  • 50 g. sera Gorgonzola
  • 100 g. serka topionego (użyłam Tylżyckiego)
  • 5 plastrów żółtego sera
  • świeżo mielony pieprz, szczypta pieprzu cayenne
  • mix ziół (ja użyłam bazylii oraz ziół prowansalskich)
Śmietankę mieszamy z wodą w małym garnuszku i zaczynamy podgrzewać na gazie. Wrzucamy od razu sery aby się rozpuszczały stopniowo. Śmietana podgrzewana sama z wodą (jeśli jest kwaśna) może nam się zacząć warzyć, jednak nie powinno nas to martwić. Podczas rozpuszczania serów będzie wszystko wracać do normy i nie będzie żadnych grudek ze śmietany. (Mi się zważyła, a potem i tak doszła do normy i sos wyszedł gładziutki). Na koniec dodajemy zioła.
Sos cały czas należy mieszać. Nie doprowadzajmy go do wrzenia - jeśli będzie się na wierzchu pienił i zaczynał bąbelkować to zdejmujemy z ognia.
Jest gotowy jak wszystkie sery się rozpuszczą i powstanie gładka konsystencja. 

Takim sosem (jeszcze ciepłym) polewamy warzywa. Proste, szybkie i sycące...
Pychaaaaaa! 
Polecam :)



wtorek, 12 maja 2015

Kotlety mielone w sosie "3 sery"



Czasami zostają resztki sera, z którymi nie wiadomo co zrobić... szkoda wyrzucić, ale też nie wiadomo z czym zjeść. Przychodzi na ratunek bardzo prosty i szybki sos "3 sery" nadający się idealnie zarówno do mięsa jak i do warzyw.

Sos powstał na potrzeby wykorzystania reszty sera Gorgonzola, który został z jakiejś innej potrawy i nie specjalnie wiadomo było co z nim zrobić. Znalazł się serek topiony, żółty ser, śmietana i zioła... i tak o to powstał sos "3 sery". Jak to się mówi... "potrzeba matką wynalazków" ;) Tak też było tym razem. Coś się zmieszało, coś się dodało... i wyszedł naprawdę wspaniały sos! Bardzo delikatny, kremowy, a zarazem wyrazisty. Danie z tym sosem jest zdecydowanie baaardzo sycące  i treściwe.

Co do kotletów to z tego przepisu powstają najzwyklejsze w świecie kotlety mielone :) Bardzo szybciutko się je robi i smakują wybornie! (zwłaszcza z tym sosem serowym... bajka!)

Składniki:

          KOTLETY MIELONE:

  • 500 g. mięsa mielonego 
  • 1 jajko
  • szczypta soli, świeżo mielony pieprz (więcej niż szczypta), czosnek (może być granulowany czy suszony, ale także można użyć w ząbku, świeżego)
  • 3 łyżki bułki tartej
  • 2 łyżki wody
  • opcjonalnie cebulka zeszklona na patelni (tym razem jej nie dodałam... równie wspaniałe)
  • do smażenia olej (używam mieszanki oleju rzepakowego, słonecznikowego oraz oliwy z oliwek) + 2 łyżki margaryny 
Mięso mielone wkładamy do miski, dodajemy wszystkie składniki i zagniatamy je bardzo dokładnie ręką. Wstawiamy do lodówki na jakieś 30 min aby się przemacerowało. W tym czasie można przygotować sos.
Kotlety formujemy w dłoniach i smażymy z obydwu stron na patelni z rozpuszczoną margaryną i olejem. Powinny być zarumienione i z lekko brązowawym wierzchem. 

          SOS "3 SERY":
  • 4 łyżki śmietany (użyłam 12% zatem obojętnie jakiej użyjecie ;) nie musi być 30% chociaż na pewno byłoby lepiej)
  • 1/3 szklanki wody
  • 50 g. sera śmierdzącego typu Gorgonzola, Złoty Lazur etc. 
  • 100 g. serka topionego 
  • 5 plastrów żółtego sera 
  • świeżo mielony pieprz, szczypta pieprzu cayenne
  • mix ziół (ja użyłam bazylii oraz ziół prowansalskich)
Śmietankę mieszamy z wodą w małym garnuszku i zaczynamy podgrzewać na gazie. Wrzucamy od razu sery aby się rozpuszczały stopniowo. Śmietana podgrzewana sama z wodą (jeśli jest kwaśna) może nam się zacząć warzyć, jednak nie powinno nas to martwić. Podczas rozpuszczania serów będzie wszystko wracać do normy i nie będzie żadnych grudek ze śmietany. (Mi się zważyła, a potem i tak doszła do normy, a sos wyszedł gładziutki). Na koniec dodajemy zioła.
Sos cały czas należy mieszać. Nie doprowadzajmy go do wrzenia. Jeśli będzie się na wierzchu pienił i zaczynał bąbelkować to zdejmujemy z ognia. 

Usmażone kotlety polewamy sosem i jemy :)

Treściwe, sycące i rozgrzewające danie zaspokoi głód niejednego łakomczucha :)
Proste wykorzystanie resztek sera aby wyczarować naprawdę pyszny obiad. 
Polecam!



Przepis bierze udział w konkursie:






I polecam również książkę:

Kruchy ananasowiec



Przepyszny, lekki, orzeźwiający... taki jest kruchy ananasowiec! Ciasto częściowo pieczone, częściowo robione "na zimno". Na liście moim ulubionych ciast i deserów znajduje się zdecydowanie na podium. Odkryłam go na stronie mojeciasto.pl . Uwielbiam w nim to, że pomimo, że pomysł jest bardzo prosty: spód, stężały jogurt, a na to galaretka z owocami (cóż prostszego można wymyślić) to jest to ciasto niesamowicie orzeźwiające, zaskakujące i powalające na kolana.

Dodatkowym plusem jest to, że można je robić cały rok. Latem fajnie orzeźwia i ochładza, natomiast zimą przypomina o słonecznych dniach lata i zdecydowanie "ogrzewa" wspomnieniami chłodne wieczory.
Oprócz tego jest bardzo proste i uważam, że bardzo trudno tu coś zepsuć ;) Pomimo, że sam przepis może wydawać się lekko skomplikowany, bo tu mieszamy, tu przelewamy, tutaj dodajemy, dzielimy i dużo rzeczy wykorzystujemy i brudzimy, to tak naprawdę nie ma rzeczy którą można by tu popsuć - nic nam się nie zwarzy, nic się nie przypali, nic nie opadnie... po prostu to ciasto samo się robi :)

A jakie minusy ma ten ananasowiec? Zdecydowanie za szybko znika ;)
Jeśli ktoś nie wierzy to polecam zrobić, a gwarantuję że zniknie szybciej niż się tego spodziewamy. :)



Składniki:

          SPÓD:

  • 150 g. margaryny lub masła
  • 1 szklanka przesianej mąki
  • 1/2 szklanki cukru
  • 1 jajko
Wszystkie składniki dokładnie łączymy (można ręką, można mikserem). Dno tortownicy wykładamy papierem do pieczenia i na to przekładamy ciasto. Wyrównujemy zwilżoną w ciepłej wodzie łyżką (lub dłońmi). Pieczemy w 200 stopniach przez 20 min. Po upieczeniu wyjmujemy z piekarnika i studzimy. 

          WIERZCH:
  • 2 puszki ananasa
  • 4 łyżki żelatyny
  • 1/2 szklanki zimnej wody
  • 500 g. jogurtu ananasowego 
Żelatynę zalewamy wodą, mieszamy i odstawiamy aby napęczniała.
Ananasa z obydwu puszek wraz z zalewą przekładamy do garnka i zagotowujemy. (Jeśłi ananas jest w plastrach to kroimy go na kawałki). Ananas zawiera substancje, które nie pozwalają stężeć galaretce lub żelatynie, dlatego aby się ich pozbyć trzeba ananasa pogotować. Od momentu zagotowania, gotujemy jeszcze przez kilka chwil mieszając.
Teraz potrzebne nam będą dwie miski.
Garnek z zagotowanym ananasem zdejmujemy z ognia i odcedzamy kawałki ananasa od syropu. Syrop zlewamy do jednej z misek, a kawałki owoców wkładamy do drugiej. 
W syropie rozpuszczamy napęczniałą żelatynę i dokładnie mieszamy do rozpuszczenia. 2/3 tego syropu przelewamy do drugiej miski, w której znajdują się kawałki ananasa i odstawiamy do ostygnięcia. Do pozostałej części syropu (do tej 1/3) dodajemy jogurt ananasowy i bardzo dokładnie mieszamy. 
Masę jogurtową wylewamy na wcześniej upieczony spód i wstawiamy do lodówki do stężenia. 
Na stężały jogurt (nie musi być całkiem stężały. Ważne aby nie był płynny i aby nam się warstwy przy wlewaniu górnej nie połączyły ze sobą) przekładamy ananasa z syropem i równomiernie rozkładamy kawałki owoców. Wstawiamy do lodówki do całkowitego ścięcia się galaretek - najlepiej na całą noc.

Ciasto gotowe :)
Może przepis wydaje się skomplikowany, ale zapewniam, że nie jest... a warto spróbować bo ciasto jest obłędne - delikatnie słodkie, delikatnie kwaskowe, po prostu wspaniale orzeźwiające :)





niedziela, 10 maja 2015

Sernik z rabarbarem



Serniki - te na zimno, te pieczone, te z rodzynkami, owocami, czekoladą lub z rosą. Wszystkie są wspaniałe i jako fanka serników mogłabym je jeść i jeść, i jeść ...
Kiedyś istniał w mojej świadomości jeden rodzaj sernika - ten pieczony z rodzynkami. Potem pojawił się taki z rosą i ew. szlaczkami z czekolady, natomiast dzisiaj... jestem pod wrażeniem jak dużo pomysłów na sernik jest ludzkość w stanie wymyślić. :) Niesamowicie mnie to cieszy i chciałabym was dzisiaj zaprosić na Sernik z rabarbarem. :)

Niby zwyczajny sernik, jednak jest robiony metodą "ripple" popularną w zagranicznych (zwłaszcza angielskich) przepisach. Ripple cheesecake (czyli falowany lub marszczony sernik) polega na tworzeniu wzorów za pomocą patyczka i musu owocowego/frużeliny/czekolady. Bardzo prosta metoda, efektowna, a i smakuje wybornie :)
Oprócz tego sernik pieczemy w kąpieli wodnej co powoduje, że sernik nie rośnie, nie pęka i potem nie opada, dodatkowo jest wilgotny i delikatny.

Połączenie sernika i rabarbaru jest moim zdaniem świetne. Jako, że rabarbar z natury jest kwaskowy to w połączeniu z sernikiem tworzy orzeźwiające, słodko-kwaśne ciasto idealnie pasujące do kawki czy herbatki.
U mnie na jednym kawałku się u nikogo nie skończyło, a sernik zniknął w ciągu 1 dnia ;)

Składniki (tortownica 26 cm):

          SPÓD:
  • 200 g herbatników
  • 150 g margaryny lub masła
Herbatniki rozkruszamy bardzo drobniutko (praktycznie na pył). Masło lub margarynę roztapiamy w rondelku i przelewamy do rozdrobnionych herbatników. Wszystko mieszamy dokładnie, tak, aby powstała masa coś na wzór mokrego piasku.
Dno tortownicy wykładamy papierem do pieczenia, masę herbatnikową przekładamy do tortownicy i następnie bardzo dokładnie dociskamy i wyrównujemy powierzchnię (można jeśli się chce zrobić "boczki" - czyli wyłożyć boki formy do połowy masą herbatnikową). Wkładamy do lodówki na czas robienia masy serowej, aby spód stwardniał.

          MASA SEROWA:
  • 1 kg sera półtłustego (zmielonego trzykrotnie)
  • 4 jajka
  • 400 ml śmietanki kremówki (30% lub 36%)
  • 1 - 1,5 szklanki cukru (w zależności czy wolimy bardzo słodkie wypieki, czy raczej mniej)
  • 2,5 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 1,5 łyżki mąki pszennej
Wszystkie składniki umieszczamy w misce i miksujemy dokładnie do uzyskania jednolitej, gładkiej konsystencji. Nie róbmy jednak tego zbyt długo, gdyż masa się niepotrzebnie napowietrzy. 
Tak przygotowaną masę serową wylewamy na wcześniej przygotowany spód. 

          FRUŻELINA RABARBAROWA:
  • 0,5 - 1 kg rabarbaru (Do samego "malowania" wzorów na cieście potrzebne nam będzie około 0,5 kg rabarbaru, jednak polecam przygotować większą ilość frużeliny i wykorzystać ją potem do dodatkowego smarowania ciasta według własnych upodobań)
  • 15 łyżek cukru
  • 2 łyżeczki mąki ziemniaczanej + 2 łyżki wody
Rabarbar myjemy, kroimy na drobno i razem z cukrem i odrobiną wody (tylko tyle aby powstała cieniutka warstwa na dnie i nie spalił nam się rabarbar oraz garnek) gotujemy do rozgotowania się rabarbaru i uzyskania jednolitej papki. Jeśli rabarbar jest bardzo wodnisty to odparowywujemy wodę, aby mus stał się gęsty. Co jakiś czas mieszamy i pilnujemy aby nam się nic nie przypaliło.
Mąkę rozrabiamy z wodą i dolewamy do gotującego się rabarbaru (cały czas mieszamy podczas dolewania!). 
Wszystko gotujemy jeszcze chwilę do zgęstnienia papki rabarbarowej.

Frużelinę łyżeczką wykładamy na sernik robiąc kleksy w pewnych odległościach od siebie. Następnie drewnianym patyczkiem (długą wykałaczką) robimy esy-floresy na cieście. Czynność kilkukrotnie powtarzamy zapełniając cały wierzch kleksami i wzorami rabarbarowymi. (Uważajmy jednak żeby nie dodać zbyt dużo rabarbaru - nie więcej niż te 500 g)

Tak przygotowany sernik pieczemy w kąpieli wodnej (instrukcja poniżej) przez 1 godzinę w 150 stopniach z termoobiegiem. Po godzinie nastawiamy na kolejne 10 min i podkręcamy temperaturę do 180 stopni. (sernik mocniej się zetnie na górze, a w środku pozostanie puszysty). Po upieczeniu zostawiamy w uchylonym lekko piekarniku do ostygnięcia. 
Sernika tego nie warto sprawdzać patyczkiem gdyż on cały czas jest bardzo wilgotny w środku i cały czas patyczek będzie mokry. Dopiero po ostygnięciu sernik nam się ściągnie.

KĄPIEL WODNA: W dużą blachę (a na pewno większą niż nasza tortownica) wlewamy wodę, tortownicę owijamy dokładnie folią aluminiową (tak aby woda nam się nie wlała pod nią) i wstawiamy w blachę z wodą. Wszystko to wstawiamy do piekarnika i pieczemy według instrukcji. Podczas pieczenia należy kontrolować ilość wody w blaszce i ewentualnie ją dolewać. 

Sernik wbrew pozorom jest prosty i naprawdę bardzo smaczny :)
Można jeść równie dobrze z dodatkową porcją frużeliny rabarbarowej, ale i bez niej. Jest delikatny, wilgotny i orzeźwiający (jak wszystkie rabarbarowe cudeńka). Gorąco polecam spróbować :)






Przepis bierze udział w akcji "Rabarbarowa rewolucja" oraz "Fabryka sernika", do których bardzo zachęcam. 

wtorek, 5 maja 2015

Koktajl rabarbarowo - bananowy



Prosty, zdrowy i orzeźwiający :) 

Koktajl rabarbarowo-bananowy to świetny pomysł na drugie śniadanie czy przekąskę w biegu. Doda energii i zaspokoi głodek.
Ma niestety jeden minus... Otóż najlepiej przygotować rabarbar wieczorem aby był gotowy na rano (lub rano, żeby był gotowy na późniejszą część dnia ;)
Rabarbar gotujemy kilkanaście minut i dobrze aby też przestygł, dlatego czas robienia tego koktajlu nie jest taki krótki (jak to zazwyczaj jest przy robieniu tego typu smakołyków).

Koktajl ten jest kwaskowy (jednak nie za kwaśny dzięki bananowi), bardzo delikatny w konsystencji i orzeźwiający. Kto chce może go dosłodzić (ale po co? Przecież ma być zdrowy, wolny od dosładzaczy! dlatego nie polecam, ale jeśli ktoś ma ochotę to proszę bardzo). 

Składniki (na 1 porcję) :
  • 4-5 łodyżek rabarbaru
  • 1 banan
  • 0,5 szklanki wody
Rabarbar myjemy, kroimy i wrzucamy do garnka. Gotujemy do uzyskania niemalże jednolitej papki. Odstawiamy do ostygnięcia.
Banany obieramy i razem z rabarbarem blendujemy. Dolewamy wody i dokładnie mieszamy. 

Gotowe :) 
Nie prawda, że proste? A jakie pyszne !



Koktajl bierze udział w akcji "Rabarbarowa rewolucja". Wszystkich serdecznie zapraszam do akcji i do stworzenia najwspanialszego zbioru rabarbarowych przepisów :)


poniedziałek, 4 maja 2015

Smażony ser z suszonymi pomidorami, czosnkiem i bazylią na przekąskę


Do niedawna zupełnie mi nie znana rzecz, a od niedawna wspaniały dodatek do niemalże wszystkich potraw gdzie tylko można wepchnąć ser - pizzy, kanapek, tart.

Ser smażony robi się z białego twarogu, który najpierw musi zgliwieć, a następnie jest rozpuszczany z odrobiną masła. Potrzebujemy na to minimum 1 doby (+ 1-2 h na zgęstnienie sera)
Przyznam, że nie byłam entuzjastycznie nastawiona bo słowo "gliwieć" mnie trochę przerażało, jednak po wizycie na straga.pl (z której zresztą pomysł na ser został zaczerpnięty) i zobaczeniu jak smakowicie to może wyglądać, zdecydowałam się go przygotować. Jest wyśmienity !!

Z czym taki ser? A no ze wszystkim ;) Dzisiejsza moja wersja to ser smażony z pomidorami suszonymi, bazylią i czosnkiem, jednak można eksperymentować z różnymi ziołami, przyprawami i dodatkami. Taki ser to świetna alternatywa dla żółtych i topionych serów.

Konsystencja jest bardzo delikatna, kremowa... wręcz rozpływa się w ustach! A połączenie sera, suszonych pomidorów, bazylii i czosnku to jedna z moim ulubionych kombinacji :)
Myślę, że i wam przypadnie do gustu. Polecam spróbować! :)

Składniki:

  • 500-550 g sera białego w kawałku (półtłusty lub tłusty)
  • 1 łyżeczka sody oczyszczonej
  • 1 łyżeczka soli
  • 5-6 suszonych pomidorów 
  • 2-3 ząbki czosnku (w zależności czy jest intensywny czy nie)
  • 1,5 łyżeczki suszonej bazylii

    + DO SMAŻENIA
  • 2 łyżki masła
Ser rozkruszamy na drobno w misce. Pomidory blendujemy razem z czosnkiem i bazylią (jak nie mamy takiej możliwości to kroimy bardzo drobniutko, a czosnek najlepiej przepuścić przez praskę). Zblendowane dodatki przekładamy do miski z serem, dosypujemy sól i sodkę. Wszystko bardzo dokładnie mieszamy. Przykrywamy miskę talerzem/pokrywką i odstawiamy w stosunkowo ciepłe miejsce (nie na kaloryfer, ale może być w pobliżu. Latem po prostu gdzieś gdzie jest ciepło).
Zostawiamy taką mieszankę na dobę aby zgliwiała - zacznie się robić szklista i przypominać stopiony, żółty ser. (Nie bójmy się - tak ma być! :)

Gdy czas przeznaczony na gliwienie sera minie to w garnku/rondelku rozpuszczamy masło i przekładamy ser. Na najmniejszym palniku grzejemy ser, cały czas mieszając. Ser powinien uzyskać gładką, jednolitą konsystencję, bez grudek. Uważajmy też, żeby go nie zagotować.
Gdy jest już gładki i kremowy to rozlewamy do miseczek lub kokilek, odstawiamy do przestygnięcia i wstawiamy do lodówki.

Ser można jeść zarówno w postaci jeszcze płynnej jak i po stwardnieniu ;)

Proste, pyszne i domowe :) a do tego pełna gama smaków i wariantów przypraw.
Polecam

(poniżej wersja płynna sera, świeżo po zrobieniu. Następne zdjęcia to już po kilku godzinach w lodówce)




Przepis bierze udział w konkursie:





I polecam również książkę: