piątek, 26 grudnia 2014

Domowy likier kawowy


Jeśli ktoś jest fanem delikatnych, słodkich alkoholi, a na dodatek lubi smak kawy to ten likier na pewno będzie smakował :)

Powinnam teraz napisać kilka słów o nim jednak mam kompletny mętlik, ponieważ tak naprawdę każde pozytywne określenie jakie mi przychodzi do głowy pasuje do niego. Jest i słodki i jednocześnie nie za słodki, delikatnie kawowy, jednak na tyle wyrazisty, że czuć że to likier kawowy, a nie jakiś inny no i jak to likier (a w sumie jak każdy alkohol) - jest rozgrzewający.

Mogłabym o nim pisać same superlatywy ponieważ nie potrafię znaleźć żadnej jego cechy, która mi by nie odpowiadała.

Gorąco wam go polecam bo nie dość, że jest pyszny, to jeszcze bardzo prosty! :)

Składniki:
  • 0,5 l mleczka skondensowanego
  • 1/3 szklanki cukru
  • 5 łyżeczek kawy rozpuszczalnej
  • 50 ml wrzącej wody
  • 0,5 l czystej wódki
Kawę rozpuszczamy we wrzącej wodzie i słodzimy. Mleczko skondensowane podgrzewamy tylko do momentu aż się zacznie gotować. Gdy zawrze dolewamy rozpuszczoną kawę z cukrem, wszystko mieszamy aby się dobrze połączyło i odstawiamy do całkowitego ostygnięcia.

Jak już nasza mieszanka jest zimna dolewamy wódę. Dokładnie mieszamy.
Tak naprawdę likier jest już gotowy, jednak warto spróbować czy odpowiada nam smakowo. Jeśli jest za mocny to można dolać trochę zimnej, przegotowanej wody (u mnie była to 1/2 szklanki), jeśli jest za słaby to jedynym wyjściem jest dolać jeszcze trochę alkoholu. Jeżeli będzie zbyt mało słodki lub zbyt mało kawowy to rozpuszczamy w odrobinie wody cukier (dobrze jest podgrzewać to na lekkim ogniu - wtedy więcej nam się rozpuści) lub kawę.



Likier można pić od razu, jednak smaczniejszy jest po kilkugodzinnym "leżakowaniu" :)

Prawda, że przepis prosty?
Na dodatek można go swobodnie i w bardzo szybki sposób dostosowywać do własnych potrzeb :)

Gorąco polecam :)



poniedziałek, 22 grudnia 2014

Ciasto kajmakowe



Jest to chyba najprostsze i najszybsze ciasto jakie można przygotować w dosłownie chwilę.
 Nie jestem pewna czy aby na pewno można to nazwać ciastem - raczej deserem.
Zostawmy jednak sprawę co to jest... zajmijmy się tym jakie jest!

Jest kremowe, delikatne, słodziutkie i mnie nigdy nie nudzi. Potrafię zjadać kawałek za kawałkiem i co najgorsze... nadal mam ochotę na więcej!

Zdecydowanie każdy chociaż raz powinien tego przysmaku spróbować.
Jestem na 99,999999... % pewna, że jak ktoś go spróbuje to na jednym kawałku się nie skończy.

Dodatkowym atutem tego ciasta jest jego niesamowita prostota. Tak jak już pisałam robi się je w dosłownie 10 min - wystarczy tylko mieć składniki. Musi ono oczywiście swoje odleżeć w lodówce i zmięknąć (jednak i na to jest sposób. Jeśli spodziewacie się zaraz gości i chcecie je koniecznie zrobić to zamoczcie herbatniki w mleku - szybciej zmiękną)

Składniki:
  • 0,9 - 1 kg herbatników (ja kupuję 2 duże opakowania herbatników z lidla)
  • puszka masy kajmakowej
  • 2 budynie waniliowe (każdy na 0,5 l mleka)
  • 3 szklanki mleka
  • kostka miękkiego masła (takiego w temperaturze pokojowe)
  • 400 ml śmietanki kremówki
  • Odrobinę kakao do posypania wierzchu
Przygotowanie kremu:

 2,5 szklanki mleka wlewamy do garnka (najlepiej takiego, w którym potem będziemy mogli miksować budyń na krem) i zagotowujemy. W połowie szklanki rozpuszczamy obydwa budynie. Gdy mleko już się gotuje wlewamy powoli płyn z rozpuszczonymi budyniami i mieszamy do zgęstnienia.
Taką masę wystawiamy najlepiej na balkon (gdy jest zima) albo po prostu odstawiamy do ostygnięcia gdzieś w chłodne miejsce.

Jak budyń całkowicie ostygnie rozmiksowujemy go na puszystą masę i dodajemy masło. Całość dalej miksujemy do uzyskania puszystego, miękkiego kremu.

Przekładanie ciasta:

Najpierw wykładamy warstwę herbatników.
Na to połowę przygotowanego kremu budyniowego.
Ponownie herbatniki.
Teraz całą masę kajmakową.
Herbatniki.
Pozostałą część kremu budyniowego.
Ostatnia już warstwa herbatników.
Na samą górę wykładamy ubitą śmietankę kremówkę (ja polecam to zrobić bez cukru pudru ponieważ ciasto jest wystarczająco słodkie), którą posypujemy kakaem.

Ciasto jest już prawie gotowe.
Teraz wystarczy wstawić je na kilka godzin (najlepiej na całą noc) do lodówki żeby się przemacerowało.

Proste i pyszne.
Gorąco polecam!




niedziela, 21 grudnia 2014

Tort Sachera (Sachertorte)



Kto był w Wiedniu ten zna, a kto nie był - koniecznie musi spróbować :)
Tort Sachera jest czołowym przysmakiem (razem z Torcikiem Mozarta), którego należy skosztować będąc w stolicy w Austrii.
Jego historia jest dość ciekawa, bowiem w XIX wieku na dworze księcia Metternicha, pod nieobecność szefa kuchni młody czeladnik (zaledwie 16-o letni) podjął się zadania stworzenia nowego deseru dla bardzo wymagającego księcia i jego gości. Tort, który przygotował Franz Sacher tak się spodobał, że stał się głównym przysmakiem Metternicha.
Syn Franza - Eduard Sacher - wybudował hotel "Sacher", w którym podaje się po dziś dzień wynalazek Franza Sachera.

Tak naprawdę, nie do końca jest znana receptura tego Tortu, ponieważ oryginalny przepis jest bardzo dobrze chroniony przez właścicieli hotelu. Przepisu można się jedynie domyślać z corocznej listy podawanej przez hotel z wszystkimi zużytymi w danej ilości produktami.

Tort jest bardzo delikatny, bardzo czekoladowy i wbrew pozorom nie jest trudny. Jest świetny na poczęstunek w zbliżający się okres świąteczny i noworoczny.
Jego ''świetność'' polega na prostocie, a zarazem na tym, że nie jest mdły i z każdym kolejnym kawałkiem chce się go więcej i więcej i więcej...

Składniki:

CIASTO CZEKOLADOWE:
  • 2 tabliczki gorzkiej czekolady
  • 1 kostka miękkiego masła
  • niecała szklanka cukru (trochę więcej niż 3/4 )
  • 1,5 łyżeczki ekstraktu waniliowego
  • 7 jajek
  • 3/4 szklanki mąki pszennej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 140 g migdałów
  • szczypta soli 
 Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej i odstawiamy do ostygnięcia.
Miękkie masło (w temperaturze pokojowej) ucieramy na puszystą masę i dodajemy stopniowo cukier. Dokładnie miksujemy jakiś czas, aż cukier zacznie się rozpuszczać.
Następnie wlewamy do tego ostudzoną czekoladę i miksujemy do połączenia się składników.

Teraz musimy oddzielić białka od żółtek. Robimy to tak, że białka wbijamy w suchy, czysty garnek lub miskę, w której będziemy potem ubijać z nich pianę, natomiast żółtka dodajemy PO JEDNYM do masy czekoladowej i za każdym razem wmiksowujemy w ciasto. Gdy wszystkie żółtka są już wbite to dodajemy przesianą mąkę z proszkiem do pieczenia oraz posiekane na drobno migdały (ja je zblendowałam). Wszstko miksujemy na jednolitą masę.

Pianę z białek ubijamy na najwyższych obrotach ze szczyptą soli na sztywną pianę (tak, że po odwróceniu garnka nam nie wypadnie).

Tak ubitą pianę musimy wmieszać w ciasto. Dodajemy ją stopniowo do masy czekoladowej i szybko ale delikatnie mieszamy. Najlepiej to robić drewnianą pałką lub łyżką.

Takie ciasto wylewamy do tortownicy na dole wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180 stopni na 45-50 min. Zbliżając się do końca czasu należy sprawdzać patyczkiem drewnianym czy ciasto w środku jest jeszcze mokre, czy już nie. Jak jest to musimy czas jeszcze o kilka minut wydłużać, jak już jest suche to można wyjąć.
Wyjmujemy od razu i odstawiamy do ostygnięcia.

POLEWA CZEKOLADOWA:
  • 200 ml śmietanki kremówki
  • 200 g gorzkiej czekolady
  • 1,5 łyżeczki żelatyny 
  • 50 g masła 
Żelatynę namaczamy w łyżce zimnej, przegotowanej wody i odstawiamy do napęcznienia.
Śmietankę wlewamy do rondelka i zagotowujemy.
Czekoladę drobno siekamy.
Gdy śmietanka się zagotuje zdejmujemy ją z ognia i dodajemy czekoladę. Mieszamy aż się całkiem rozpuści. Następnie dodajemy żelatynę i również mieszamy do całkowitego rozpuszczenia.
Odstawiamy na dosłownie 5 min i po tym czasie dodajemy drobno pokrojone masło. Mieszamy do całkowitego rozpuszczenia.

Miskę z polewą wstawiamy do zimnej wody albo ( jeśli nie ma ostrych mrozów, jednak jest zimno) wystawiamy za okno lub na balkon i co jakiś czas mieszamy. Musimy uważać żeby nie zamarzła.

DODATKOWO:
  • 400 g dżemu morelowego (ja użyłam teraz brzoskwiniowego i też jest pycha :)
  • Można jakieś czekoladowe ozdoby z białej lub gorzkiej czekolady, aby ładnie ozdobić (pamiętajmy jednak, że ten tort jest bardzo elegancki i wykwintny, jego wspaniałość polega na minimalizmie więc to jest opcjonalne. Jeśli się zdecydujemy na ozdabianie to róbmy to z wdziękiem ;)
Słoiczek (albo słoiczki) z dżemem podgrzewamy z kąpieli wodnej aby dżem się zrobił płynny (robimy tak ponieważ nie trzeba wtedy nasączać dodatkowo ciasta. Płynny dżem będzie wystarczający do tego celu)
Tort przekrawamy na dwa blaty (ja odwróciłam go do góry nogami, ponieważ góra była lekko wypukła, a warto aby jednak był płaski).
Trochę ponad 3/4 dżemu wykładamy na dolny blat i dokładnie rozsmarowujemy. Przykrywamy to drugim blatem i na górę wykładamy resztę dżemu. Rozprowadzamy po całej górnej powierzchni.

Teraz musimy polać ciasto polewą.

Najlepiej wziąć tackę, która jest większa niż nasze ciasto, na niej położyć do góry dnem miskę, garnek lub rondelek (nie za wysokie) jednak muszą być delikatnie mniejsze niż ciasto. Na to dopiero kładziemy ciasto. Chodzi w tym o to, że podczas oblewania ciasta polewą, będzie ona nam spływać na tackę i będzie nam wygodniej to ciasto z każdej strony posmarować czekoladą. Ważna aby miska była odrobinę mniejsza od ciasta, ponieważ wtedy boki ciasta nam nie będą opadać w dół, a jednak miska nie będzie się brudzić od polewy. (pamiętajmy aby podstawić ją do góry dnem ponieważ w innym wypadku ciasto nam się zapadnie w środek miski czy garnka).

Tak oblane ciasto zostawiamy na jakieś 30 min aż polewa trochę zastygnie. Ona nigdy nie będzie do końca twarda. Będzie bardzo delikatna i miękka, dlatego nie wstawiajmy go z powrotem do blachy tylko połóżmy na paterze lub jakiejś dużej tacy.

Ciasto już jest gotowe :)


Ciasto trafiło w dziesiątkę. Zniknęło szybciej niż się spodziewałam. Jest proste, nie jest bardzo wyszukane smakowo, jednak jest bardzo eleganckie, minimalistyczne, a smak migdałów i ich lekka chrupkość nadają czegoś niesamowitego :)

Moim zdaniem niesamowitą sztuką jest wymyślić coś takiego smacznego, prostego i minimalistycznego.
Bo każdy może upiec tort z przeróżnymi posypkami, dodatkami, kremami i ogromem różnych, mieszających się smaków, jednak wymyślić coś co nie mdli, nie nudzi i ogromnie smakuje gdzie tak naprawdę głównymi składnikami jest czekolada i dżem morelowy to sztuka. Ogromne chapeau bas dla Franza Sachera ode mnie :)

A wam serdecznie torcik polecam! 


wtorek, 9 grudnia 2014

Bananowe placuszki z miodem



Bananowe placuszki (a tak naprawdę pancakes'y) z miodem to świetna propozycja na słodkie, leniwe śniadanie lub deser czy podwieczorek.
Jeśli mamy nadmiar bananów w domu, które trzeba szybko zjeść bo są już bardzo bardzo dojrzałe to jest to świetna okazja aby skorzystać z tego przepisu.

Placuszki robi się szybciutko, są miękkie, pulchniutkie i bardzo sycące.
Mi z tego przepisu wyszły 3 placki wielkości talerzyka (takiego mniejszego, nie takiego tradycyjnego jak do obiadu) ale jak dla mnie to za dużo - także dla większych głodomorków porcja będzie akuratna, lub dla dwóch mniejszych :)

Zamiast miodu można podać z jogurtem, serkiem waniliowym lub z czym tylko dusza zapragnie :) Ja wybrałam akurat miód akacjowy :)

Składniki:
  • 2 banany
  • 5 łyżek mąki pszennej
  • 1/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżeczki oliwy
  • 1 jajko
  • olej do smażenia
Banany blendujemy lub po prostu rozgniatamy widelcem w misce na papkę. Do tego wbijamy jajko, przesiewamy mąkę, proszek do pieczenia i oliwę. Wszystko dokładnie mieszamy aby nie było grudek mącznych. Ciasto będzie bardzo bardzo gęste - jak to ciasto na pancakesy :)

Na patelni rozgrzewamy olej i gdy jest już bardzo gorący nakładamy ciasto na patelnię (ja piekłam na małej patelni o średnicy (nie chcę tutaj skłamać) 18 cm - po prostu mniejszej niż takie tradycyjne do smażenia.)
Ciasto nie rozleje nam się jak na typowe na naleśniki - musimy je rozprowadzić drewnianą szpachelką.
Ważne żeby nie była to cienka warstwa ciasta, a mająca ok. 0,5 - 1 cm grubości.

Chwilę smażymy z jednej strony po czym przewracamy na drugą i również smażymy. Obydwie strony powinny być pięknie zezłocone i niesurowe :)

Gdy placuszki są gotowe polewamy miodem, jogurtem, serkiem czy innym owocowym sosem i patrzymy jak znikają :)

Smacznego :)


sobota, 6 grudnia 2014

Czekoladowe ciągutki


Bardzo proste i bardzo czekoladowe.
Mięciutkie, szybciutkie i lekko ciągnące. Czekoladowe ciągutki to ulubione ciasteczka mojego lubego :) Są wspaniałe w swojej prostocie i jeśli ktoś lubi miękkie ciastka albo krówki to z pewnością zasmakują :)
Są mocno czekoladowe ale nie są za słodkie - będą smakowały i miłośnikom gorzkie jak i zwykłej mlecznej czekolady.
 Zaliczam je do tego rodzaju smakołyków, które jak raz się spróbuje to chce się więcej i więcej i więcej....

Ciasteczka pochodzą z książeczki ze słodkościami dla dzieci "Kubuś Puchatek zaprasza na ciasteczka". Dostałam tą książeczkę uhuhuhuuu... nie pamiętam nawet kiedy :) można powiedzieć, że jest ona ze mną od zawsze. Więcej o niej napiszę kiedy indziej :)


Jedyna trudność, która moim zdaniem się pojawia przy ich pieczeniu to to, że trzeba dobrze trafić z czasem pieczenia. Ciastka pieczone zbyt długo będą twarde i nie będą ciągnące i lepiące (czyli nici z ciągutek), natomiast ciastka pieczone za krótko nawet po ostygnięciu będą jedną wielką papką.
Wiele razy próbowałam robić te ciastka i uważam, że czas, który podam na końcu jest optymalny.

Bardzo łatwo tu popełnić błąd ponieważ nasza masa ciasteczkowa po wyciągnięciu już z piekarnika nadal jest prawie płynna, jeśli dotkniemy jej patyczkiem to obklei go. Nie należy się tym przejmować ponieważ ciastka są dobre dopiero po ostygnięciu. Wtedy robią się troszkę twardsze - idealne już do krojenia, ale jednocześnie pozostają lepiące się (takie bardzo ciągutkowe).

Dlatego jeśli nawet zauważymy, że po upływie całego czasu pieczenia ciasto nadal jest płynne i papkowate - NIE PRZEJMUJEMY SIĘ! Wyjmujemy je z piekarnika i odstawiamy do ostygnięcia, i wtedy dopiero możemy podziwiać ich prawidłową konsystencję :)

Składniki:
  • 1 kostka miękkiego masła
  • 2 szklanki cukru (można dać jedną brązowego i jedną zwykłego)
  • 2 jajka
  • 2 łyżeczki esensji waniliowej
  • 1 i 2/3 szklanki mąki
  • 2/3 szklanki kakao
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • ze dwie szczypty soli
  • Gorzka czekolada (najlepiej tyle kosteczek ile chcemy mieć ciasteczek. Fajnie jest jak na każdym ciasteczku jest kawałek czekolady. Nie jest to konieczne i można robić nawet bez niej)
Masło ucieramy dokładnie z cukrem na puszystą masę. Dodajemy jajka, esencję waniliową i dalej mieszamy. Do tego przesiewamy mąkę i kakao, dodajemy też proszek do pieczenia i sól i dalej mieszamy do połączenia składników.

Blaszkę wykładamy papierem do pieczenia i na to wykładamy połowę masy i rozprowadzamy po całej blaszce. Drugą połowę jeśli mamy możemy wyłożyć na drugą blaszkę, lub upiec dopiero jak pierwsza partia będzie gotowa.
Ciasto jest dość zbite i klejące dlatego do rozprowadzania go polecam albo ręce zwilżone wodą albo łyżkę również zamoczoną w gorącej w wodzie.
Kawałki czekolady układamy potem w mniej więcej równych odstępach (tak żeby potem po przekrojeniu w miarę możliwości na każdym kawałku była kosteczka czekolady)

Pieczemy w 160 stopniach przez 11-12 minut. (Lepiej krócej niż dłużej!)

Po upieczeniu ciasto wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy do ostygnięcia. Gdy całkiem ostygnie kroimy na kawałki... i voila ! :)